Literatura odwołująca się do uzależnień ma długą i piękną historię i zapewne wielką przyszłość przed sobą. Do kanonu jakiś czas temu ze swoją debiutancką powieścią wdarł się niejaki Jeet Thayil, alkoholik i narkoman przez ponad dwie dekady. Chcecie wiedzieć, jaka jest kultura przyjmowania narkotyków w Indiach? Zapraszam do Narkopolis.
0 Komentarze
Przygoda z pisarstwem Chucka Palahniuka to bez wątpienia wielkie przeżycie. Jego proza jest żywa, kontrowersyjna, kreatywna i przerysowana, ale mająca silne korzenie w rzeczywistości, dziwniejszej przecież, niż cała reszta. Nie inaczej jest ze Snuff– autorowi Fight Club znów udała się trudna i niepopularna sztuka, wytwarzania w czytelniku obrzydzenia, oblewając go turpizmem do tego stopnia, że tej książki nie zechcesz trzymać przy łóżku po zaśnięciu.
Chyba każdy z nas pamięta czasy pisania listów: do koleżanek z wakacji, pierwszych miłości czy nawet do kolegi z ławki. Skrawki papieru można znaleźć do tej pory przeglądając swoje rzeczy, a ci bardziej ckliwi zapewne mają całe pudło wypełnione po brzegi listami sprzed nastu lat. Ja należę do takich ludzi i szczerze przyznam, że uwielbiam co jakiś czas przeglądać te listy. Zazwyczaj wywołują u mnie rozbawienie lub nostalgię. A im starsza jestem, niektóre wiadomości już nic mi nie mówią. Jednak jestem dumna ze swojej kolekcji i za nic w świecie nie pozbyłabym się tych pamiątek.
Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, uważam jednak, że grafika która znajduje się na froncie książki jest ważna, ponieważ może przyciągnąć lub odrzucić potencjalnego czytelnika. Każdy interpretuje obrazy według własnych wytycznych, w których skład wchodzą uczucia, inspiracje i osobiste przeżycia. Za każdym razem gdy widziałem książkę Jeffa VanderMeera na półce w księgarni, brałem ją do ręki i podziwiałem okładkę. Jej hipnotyczność skutecznie zakodowała w moim umyśle chęć sięgnięcia po ten tytuł, przy pierwszej okazji, gdy tylko znacznie skurczy się lista innych książek oczekujących na przeczytanie. W końcu ten czas nadszedł i znam już odpowiedź na pytanie: czy treść Unicestwienia jako pierwszej części trylogii o Strefie X jest godna świetnych grafik autorstwa Patryka Mogilnickiego?
Gdyby każde państwo oprócz hymnu, godła i flagi miało swój oficjalny narodowy trunek, naszym bez wątpienia byłaby wódka. Tak zimna, że aż gęsta. Czysta niczym woda w strumieniu, mocna jak polski katolicyzm. Otwierająca ludzi, którzy dają jej wkładać różne słowa w swoje usta, które na trzeźwo raczej by z nich nie wyszły. Pyszna wódka z colą, z sokiem z czarnej porzeczki, popijana herbatą, pita z gwinta albo w postaci uboota w piwie i wszelkich innych możliwych kombinacjach. Przemycana na studniówki, obowiązkowa na weselach, wszelkiej maści imprezach towarzyskich i w każdy piątek, jak amen w pacierzu. Próbuję tutaj zrecenzować książkę, ale chyba zamienia się to w tyradę przeciwko alkoholowi. Fakty są jednak takie, że alkoholizm to okropna choroba.
Niestety już wszyscy wiedzą, że Robert Galbraith to alter ego znanej wszystkim J. K. Rowling. Ile było prawdy w tym, że chciała zacząć od nowa, pokazać że potrafi napisać co innego niż Harry Potter i że jej prawdziwa tożsamość wyciekła przez przypadek – już raczej nigdy się nie dowiemy. Wiadomo jednak, że przygody detektywa Cormorana Strike'a nijak mają się do przygód Chłopca, Który Przeżył.
Przyjaźń to wspaniała sprawa, zwłaszcza gdy jesteś częścią pięcioosobowej, zgranej grupy przyjaciół. Tsukuru Tazaki przyjaźni się z Niebieską, Białą, Czerwonym i Niebieskim, których pseudonimy pochodzą od ich nazwisk. Tak się składa że tylko Tsukuru jest w tym zestawieniu „bezbarwny” i czasami przez ten fakt, czuje że nieco odstaje od grupy. Jeszcze dziwniej robi się gdy nagle, bez wyraźnego powodu i podania przyczyny grupa zrywa kontakt z Tazakim.
Świat Lodu i Ognia to przepięknie wydana książka, jednak tylko dla prawdziwych fanów sagi. Jest to dosłownie cała historia Westeros, od pierwszych ludzi, powstania Valyrii, przez wszystkie możliwe rody, które kiedykolwiek przewinęły się przez strony kolejnych tomów po dzieje najnowsze. Historia jest naprawdę szczegółowa, o czym świadczy chociażby drobna czcionka na licznych stronach księgi. Zapewne wydanie jej był swoistym skokiem na kasę, jednak czytając kolejne historie nie czuje się żadnego wodolejstwa.
Mark Watney to członek załogi Aresa 3, kolejnej ekspedycji załogowej na Marsa. Misja na powierzchni planety miała trwać 31 dni, a właściwie 31 soli, czyli marsjańskich odpowiedników dób, nieco dłuższych niż te ziemskie. W wyniku ogromnej burzy piaskowej Mark, inżynier i botanik, zostaje ranny i uwięziony na Czerwonej Planecie. Piątka współtowarzyszy Marka odlatuje uważając, że ten zginął w wyniku poniesionych obrażeń.
W tym momencie zaczyna się desperacka walka o przeżycie, na odległej planecie, bez jakiegokolwiek wsparcia z zewnątrz, przynajmniej na początku. Mark prowadzi dziennik, którego wpisy w dużej części tworzą treść „Marsjanina”. Opisywane są kolejne sole, niektórym zostało poświęconych po kilka wpisów, jeśli działo się coś więcej niż podczas przeciętnej doby. Na Marsie wraz z Markiem zostało sporo sprzętu, który zostaje przez niego skrzętnie wykorzystywany do utrzymania się przy życiu. W książce sporo jest opisów różnych procedur, procesów i zjawisk typowych dla podróży kosmicznych i codziennego funkcjonowania kosmonauty na obcej planecie. Wszystko jest podane w przyjemnej dla laika formie, przy użyciu przyjaznego języka, nierzadko mocno zabarwionego humorystycznie. Generalnie wszystko jest podane w ciekawy i uproszczony sposób, dzięki czemu nawet nie będąc naukowcem mamy jako takie pojęcie dlaczego Mark podejmuje takie a nie inne działania. Korea Północna interesowała mnie od dłuższego czasu, ale tak naprawdę nie zagłębiałem się w to jaki ten kraj jest naprawdę. Ograniczałem się do przekazów medialnych, często demonizujących chyba najbardziej odizolowany kraj świata. Gdy na półce w księgarni zobaczyłem książkę „Uchodźcy z Korei Północnej” stwierdziłem, że wypada poszerzyć nieco horyzonty i zbudować sobie rzetelną opinię o tym intrygującym, ale też nieco przerażającym miejscu na podstawie tego co mają do powiedzenia jego obywatele, dla których życie tam stało się na tyle nieznośne że postanowili uciec.
Książka jest zbiorem relacji uciekinierów zebranych przez dwójkę francuskich dziennikarzy, którzy jak sami napisali starali się dobrać historie wiarygodnie, nie czerpiąc tylko ze skrajnych doświadczeń uchodźców, ale prawdziwie wsłuchać się w losy tych ludzi. Było to zadanie o tyle trudne, że większość z nich miała już wyuczone na pamięć życiorysy, które w rozmaitych sytuacjach przekazywali pracownikom różnorakich organizacji humanitarnych lub pracownikom ambasady w Chinach czy Korei Południowej, czyli najpopularniejszych kierunkach ucieczek. |
Czarna dziurato blog o książkach, komiksach, filmach, muzyce i o wszystkim, co naszym zdaniem jest warte napisania. Archiwum bloga:
października 2016
Tagi:
Wszystkie
|