Przygoda z pisarstwem Chucka Palahniuka to bez wątpienia wielkie przeżycie. Jego proza jest żywa, kontrowersyjna, kreatywna i przerysowana, ale mająca silne korzenie w rzeczywistości, dziwniejszej przecież, niż cała reszta. Nie inaczej jest ze Snuff– autorowi Fight Club znów udała się trudna i niepopularna sztuka, wytwarzania w czytelniku obrzydzenia, oblewając go turpizmem do tego stopnia, że tej książki nie zechcesz trzymać przy łóżku po zaśnięciu.
Pornografia – znasz, lubisz, a może znajdujesz się w szponach jej uzależnienia? Jeśli to pojęcie jest ci zupełnie obce, nie wiesz co to gangbang, a nawet sceny łóżkowe w wielkich hollywoodzkich hitach wywołują u ciebie poczucie wstydu i zmieszania – ta książka zdecydowanie nie została napisana dla ciebie. Żeby podejść do Snuff, w miarę sensownie, bez oburzania się na jej wulgarność i krzywe wizje roztaczane przez autora, najlepiej mieć za sobą pewne doświadczenia z porno, seksem, płynami ustrojowymi i jedzeniem czipsów bezpośrednio przed seksem. Palahniuk jest zaskakujący w swoim dążeniu do zniesmaczania i trzeba mu przyznać, pomimo kilku zastojów (czy to umyślnych, aby przekazać coś istotnego lub będących ekwiwalentem wakacji od szokowania), że jest w tym coraz lepszy.
Miejscem akcji jest budynek, w którym gwiazda filmów dla dorosłych, niejaka Cassie, ma spełnić swoje największe marzenie i cel zawodowy – pobić seksualny rekord świata. Miejsce to, nie jest ekskluzywnym hotelem czy willą, a ilość znajdujących się tam mężczyzn jest zatrważająca. Sześciuset ochotników zdecydowało się pomóc Cassie w wypieprzeniu sobie drogi do chwały i wpisanie się w annały branży porno. Chuck Palahniuk wydaje się znać ten świat od podszewki, czytając Snuff da się wyczuć, że ten pan niejedno widział, wąchał i dotykał.
Książka jako taka, nie ma głównego bohatera, akcja przedstawiana jest w perspektywy kilku czekających na swoją kolej na wzięcie udziały w tym przedsięwzięciu mężczyzn. Pan 600, pan 72, pan 137 to osobniki, z którymi ciężko sympatyzować w klasycznym tego słowa znaczeniu, jednak w pewnym momencie można zacząć im nawet współczuć tego, jak długo muszą czekać w kolejce na to, co mają zrobić. Część historii poznajemy też z punktu widzenia Sheili, asystentki Cassie, która spina całe to wydarzenie i trzyma w ryzach jego uczestników, a także jest odpowiedzialna za całe mnóstwo innych rzeczy jak wywoływanie kolejnych uczestników, dostarczane jedzenie itp.
Jednym z motywów przewodnich Snuff, jest dekompozycja idealnej rodziny, roztrzaskanie jej idei i założeń wielkim wibratorem i poskładanie z połamanych i może podpalonych kawałków, nowej a może nawet nowoczesnej familii. Niemoralnej, aspołecznej, dysfunkcyjnej, skażonej najgorszymi chorobami i przypadłościami społecznymi, dla której nie ma żadnych wyższych wartości, może poza degrengoladą. Rodzina z ranami tak głębokimi, że nie mają żadnych szans się zagoić, nad która wisi fatum kompleksu Edypa, wymieszanego z najbardziej niestrawnym popkulturowym miksem, jaki jesteś w stanie sobie wyobrazić.
Właściwie, tak jak w każdej powieści autorstwa Chucka Palahniuka, tak i tutaj znajduje się wiele interesujących odniesień, inspiracji czy błyskotliwych spostrzeżeń i myśli. Jednak ciężar Snuff potrafi przytłoczyć, czytając kolejne rozdziały, wpada się w coraz mroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, które nie każdy będzie miał ochotę oglądać. Finał historii jest oczywiście wisienką na torcie, z którego zamiast ślicznej striptizerki wyskakuje raczej stara tirówka z poważnymi problemami emocjonalnymi i szeroką paletą chorób wenerycznych.
Miejscem akcji jest budynek, w którym gwiazda filmów dla dorosłych, niejaka Cassie, ma spełnić swoje największe marzenie i cel zawodowy – pobić seksualny rekord świata. Miejsce to, nie jest ekskluzywnym hotelem czy willą, a ilość znajdujących się tam mężczyzn jest zatrważająca. Sześciuset ochotników zdecydowało się pomóc Cassie w wypieprzeniu sobie drogi do chwały i wpisanie się w annały branży porno. Chuck Palahniuk wydaje się znać ten świat od podszewki, czytając Snuff da się wyczuć, że ten pan niejedno widział, wąchał i dotykał.
Książka jako taka, nie ma głównego bohatera, akcja przedstawiana jest w perspektywy kilku czekających na swoją kolej na wzięcie udziały w tym przedsięwzięciu mężczyzn. Pan 600, pan 72, pan 137 to osobniki, z którymi ciężko sympatyzować w klasycznym tego słowa znaczeniu, jednak w pewnym momencie można zacząć im nawet współczuć tego, jak długo muszą czekać w kolejce na to, co mają zrobić. Część historii poznajemy też z punktu widzenia Sheili, asystentki Cassie, która spina całe to wydarzenie i trzyma w ryzach jego uczestników, a także jest odpowiedzialna za całe mnóstwo innych rzeczy jak wywoływanie kolejnych uczestników, dostarczane jedzenie itp.
Jednym z motywów przewodnich Snuff, jest dekompozycja idealnej rodziny, roztrzaskanie jej idei i założeń wielkim wibratorem i poskładanie z połamanych i może podpalonych kawałków, nowej a może nawet nowoczesnej familii. Niemoralnej, aspołecznej, dysfunkcyjnej, skażonej najgorszymi chorobami i przypadłościami społecznymi, dla której nie ma żadnych wyższych wartości, może poza degrengoladą. Rodzina z ranami tak głębokimi, że nie mają żadnych szans się zagoić, nad która wisi fatum kompleksu Edypa, wymieszanego z najbardziej niestrawnym popkulturowym miksem, jaki jesteś w stanie sobie wyobrazić.
Właściwie, tak jak w każdej powieści autorstwa Chucka Palahniuka, tak i tutaj znajduje się wiele interesujących odniesień, inspiracji czy błyskotliwych spostrzeżeń i myśli. Jednak ciężar Snuff potrafi przytłoczyć, czytając kolejne rozdziały, wpada się w coraz mroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, które nie każdy będzie miał ochotę oglądać. Finał historii jest oczywiście wisienką na torcie, z którego zamiast ślicznej striptizerki wyskakuje raczej stara tirówka z poważnymi problemami emocjonalnymi i szeroką paletą chorób wenerycznych.
Szymon Szeliski