We wstępie chciałbym uściślić jedną rzecz. Crimson Peak nie jest klasycznym horrorem, który nastawiony jest na straszenie widza w każdy możliwy sposób. Duchy są tutaj tylko dodatkiem do wizualnej uczty, jaką zaserwował nam Guillermo del Toro, reżyser tego widowiska. Uważam, że w sedno sprawy trafił Tom Hiddleston, jedna z gwiazd tej produkcji, określając ją mianem „gotyckiego romansu”. Duchy, jakkolwiek przerażające by nie były, to tylko drugi plan ten opowieści, pewna metafora.
0 Komentarze
Świat za południową granicą Stanów Zjednoczonych wydaje się jakąś bezprawną dżunglą, gdzie żyją same bestie, utrzymujące się z handlu narkotykami i kobietami. Ile jest w tym prawdy, nie wiem. Wiem jednak, że jako typowy odbiorca amerykańskiej popkultury jestem karmiona takimi obrazami bardzo regularnie, czy to w serialach, czy mocnych, sensacyjnych filmach. Do kanonu tychże obrazów ma wejść Sicario. Ale o co tak naprawdę chodzi tym razem?
Był rok 1999, miałem dwanaście lat i z początkiem nowego tysiąclecia świat miał się skończyć, ponieważ wszystkie komputery przestaną działać, z nieba spadną samoloty, nie będzie prądu, a głowice nuklearne będą padać z nieba niczym ciepły letni deszcz. Z racji mojego wieku i wybujałej wyobraźni, którą cechuje się czas lat nastoletnich, byłem bardzo podatny na te wszystkie czynniki i najwyraźniej pragnąłem jakiejś alternatywy dla przyszłości zdominowanej działaniem pluskwy milenijnej. Znalazłem ją w uniwersum stworzonym przez George'a Lucasa – po majowej premierze Mrocznego widma już nic nie było takie samo.
Wojna i miłość potrafią nieźle skomplikować życie, a połączenie tych dwóch zjawisk to doprawdy mieszanka wybuchowa. Casablanca stała się dla uchodźców starających się wydostać z ogarniętej chaosem Europy czyśćcem i ostatnim przystankiem w drodze do Ameryki. Problem w tym, że tak naprawdę tylko nieliczni dostąpią możliwości wydostania się z tego tymczasowego azylu. Główny bohater Casablanki, niejaki Rick, nie chce, lub nie może powrócić do swojego ojczystego kraju, jednak pogodził się już z tą myślą i postanowił zapuścić korzenie w miejscu, gdzie nadzieja umiera ostatnia.
Na Marsie jest woda, jest i Mark Watney, astronauta uznany za martwego, gdy podczas misji Ares III rozpętuje się ogromna burza. W wyniku wypadku wszelka komunikacja zostaje przerwana, a Mark zostaje sam jak palec na czerwonej planecie. Z ograniczonym zapasem jedzenia, tlenu i wody. Niewesoło, a będzie tylko gorzej.
|
Czarna dziurato blog o książkach, komiksach, filmach, muzyce i o wszystkim, co naszym zdaniem jest warte napisania. Archiwum bloga:
października 2016
Tagi:
Wszystkie
|