Podobno nie powinno się oceniać książki po okładce, uważam jednak, że grafika która znajduje się na froncie książki jest ważna, ponieważ może przyciągnąć lub odrzucić potencjalnego czytelnika. Każdy interpretuje obrazy według własnych wytycznych, w których skład wchodzą uczucia, inspiracje i osobiste przeżycia. Za każdym razem gdy widziałem książkę Jeffa VanderMeera na półce w księgarni, brałem ją do ręki i podziwiałem okładkę. Jej hipnotyczność skutecznie zakodowała w moim umyśle chęć sięgnięcia po ten tytuł, przy pierwszej okazji, gdy tylko znacznie skurczy się lista innych książek oczekujących na przeczytanie. W końcu ten czas nadszedł i znam już odpowiedź na pytanie: czy treść Unicestwienia jako pierwszej części trylogii o Strefie X jest godna świetnych grafik autorstwa Patryka Mogilnickiego?
Fabuła skupia się wokół tajemniczego terenu, którego niezwykłe właściwości są dla ludzkości niezrozumiałe i potencjalnie groźne. W celu poznania tajemnic Strefy X, kolejne ekspedycje naukowców i techników wysyłane są w głąb tej anomalii, jednak bez większych sukcesów – żadna z dotychczasowych ekip nie powróciła w stanie pozwalającym na rzetelne zdanie raportu, a ich działania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Pomimo pasma niepowodzeń kolejne grupy są organizowane, a akcja książki zaczyna się gdy jedna z nich przekracza granicę tajemniczego terenu. W jej skład wchodzą cztery kobiety, których specjalnościami są biologia, antropologia, geodezja i psychologia. W ostatniej chwili z wyprawy rezygnuje językoznawczyni. Co ciekawe nie poznajemy imion bohaterek, są one określane przez pryzmat swojej specjalizacji przez całą książkę a historię poznajemy z punktu widzenia biolożki.
Podział na role poszczególnych postaci jest zaznaczony bardzo wyraźnie, nawet zbyt wyraźnie: geodetka i antropolożka to te mniej istotne członkinie ekspedycji, biolożka to główna bohaterka a psycholożka to „ta zła”. Ten status quo został nakreślony przez VanderMeera w sposób zbyt oczywisty i jednoznaczny, przez co niemal od samego początku można się domyślić zbyt wielu wydarzeń z kolejnych rozdziałów, które przecież powinny chociaż w minimalnym stopniu stanowić tajemnicę a odgadywanie losów poszczególnych bohaterek – wyzwanie. Brak tego elementu jest w Unicestwieniu bardzo odczuwalny, psuje ochotę na dalsze zapoznawanie się z tą historią z zaciekawieniem, jest niemal jak zapoznanie się zakończeniem fabuły już na początku.
Kolejne rozdziały przeplatane są krótkimi retrospekcjami z życia biolożki, której mąż brał udział w jednej z poprzednich wypraw. Przeżycia wewnętrzne głównej bohaterki są dość ograniczone emocjonalnie, ponieważ jest ona osobą znajdującą się nieco na uboczu społeczeństwa, lubiącą chodzić swoimi ścieżkami. To co w normalnym świecie było dla niej ciężarem, na terenie Strefy X nieoczekiwanie zamienia się w jej atut, pozwalający lepiej ocenić rzeczywistość, czyniąc ją bardziej odporną na niezrozumiały wpływ tajemniczego tego terenu na umysł i ciało. Jej relacje z współtowarzyszkami wyprawy też są dotknięte przez ten czynnik, pozostawiając trochę niedomówień i domysłów, dających jasno do zrozumienia że ta wyprawa po prostu nie mogła pójść tak jak zostało to zaplanowane.
Silny jest w Unicestwieniu wątek konspiracji, która według mnie jest tematem bardzo nośnym, zwłaszcza jeśli jest odpowiednio skonstruowana i podana czytelnikowi. Tutaj niestety tajemnice są tak niedostępne, tak odległe, że ciężko nawet złapać jakiś punkt zaczepienia, który budowałby w czytelniku chęć sięgnięcia po kolejny tom trylogii. Książka jest dość krótka i czyta się ją całkiem nieźle, jednak zanim rozkręci się na dobre, kończy się pozostawiając pewną pustkę i niedosyt. To akurat całkiem udany zabieg mający na celu wywołanie chęci poznania ciągu dalszego historii, która po pierwszym tomie jawi się jako jałowa beletrystyczna wersja filmu Stalker z 1979 roku.
Główna bohaterka spychając na dalszy niż drugi plan resztę postaci, nie daje czytelnikowi w zamian właściwie nic, co wynagrodziłoby taki zabieg. Jej motywy wyruszenia do Strefy X są nie do końca jasne, a eksploracja w wykonaniu biolożki to klasyczny przykład błądzenia we mgle niczym dziecko w połączeniu ze szczęściem ślepej kury, natrafiającej na kilka ciekawych, ale zdecydowanie niedostatecznie rozwiniętych wątków. Unicestwienie sprawia wrażenie szkicu koncepcyjnego uniwersum, które mam nadzieję, jest odpowiednio rozwinięte w kolejnych tomach. Pytanie zasadnicze brzmi: czy kolejne okładki cyklu Southern Reach są na tyle ładne aby sięgnąć po Ujarzmienie i Ukojenie? Niestety pierwszy tom nie do końca spełnia zasadnicze zadanie jakim jest wzbudzenie zainteresowania na tyle dużego i przyciągnięcie czytelnika ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi na tyle, aby lektura kolejnych części trylogii była obowiązkowa.
Podział na role poszczególnych postaci jest zaznaczony bardzo wyraźnie, nawet zbyt wyraźnie: geodetka i antropolożka to te mniej istotne członkinie ekspedycji, biolożka to główna bohaterka a psycholożka to „ta zła”. Ten status quo został nakreślony przez VanderMeera w sposób zbyt oczywisty i jednoznaczny, przez co niemal od samego początku można się domyślić zbyt wielu wydarzeń z kolejnych rozdziałów, które przecież powinny chociaż w minimalnym stopniu stanowić tajemnicę a odgadywanie losów poszczególnych bohaterek – wyzwanie. Brak tego elementu jest w Unicestwieniu bardzo odczuwalny, psuje ochotę na dalsze zapoznawanie się z tą historią z zaciekawieniem, jest niemal jak zapoznanie się zakończeniem fabuły już na początku.
Kolejne rozdziały przeplatane są krótkimi retrospekcjami z życia biolożki, której mąż brał udział w jednej z poprzednich wypraw. Przeżycia wewnętrzne głównej bohaterki są dość ograniczone emocjonalnie, ponieważ jest ona osobą znajdującą się nieco na uboczu społeczeństwa, lubiącą chodzić swoimi ścieżkami. To co w normalnym świecie było dla niej ciężarem, na terenie Strefy X nieoczekiwanie zamienia się w jej atut, pozwalający lepiej ocenić rzeczywistość, czyniąc ją bardziej odporną na niezrozumiały wpływ tajemniczego tego terenu na umysł i ciało. Jej relacje z współtowarzyszkami wyprawy też są dotknięte przez ten czynnik, pozostawiając trochę niedomówień i domysłów, dających jasno do zrozumienia że ta wyprawa po prostu nie mogła pójść tak jak zostało to zaplanowane.
Silny jest w Unicestwieniu wątek konspiracji, która według mnie jest tematem bardzo nośnym, zwłaszcza jeśli jest odpowiednio skonstruowana i podana czytelnikowi. Tutaj niestety tajemnice są tak niedostępne, tak odległe, że ciężko nawet złapać jakiś punkt zaczepienia, który budowałby w czytelniku chęć sięgnięcia po kolejny tom trylogii. Książka jest dość krótka i czyta się ją całkiem nieźle, jednak zanim rozkręci się na dobre, kończy się pozostawiając pewną pustkę i niedosyt. To akurat całkiem udany zabieg mający na celu wywołanie chęci poznania ciągu dalszego historii, która po pierwszym tomie jawi się jako jałowa beletrystyczna wersja filmu Stalker z 1979 roku.
Główna bohaterka spychając na dalszy niż drugi plan resztę postaci, nie daje czytelnikowi w zamian właściwie nic, co wynagrodziłoby taki zabieg. Jej motywy wyruszenia do Strefy X są nie do końca jasne, a eksploracja w wykonaniu biolożki to klasyczny przykład błądzenia we mgle niczym dziecko w połączeniu ze szczęściem ślepej kury, natrafiającej na kilka ciekawych, ale zdecydowanie niedostatecznie rozwiniętych wątków. Unicestwienie sprawia wrażenie szkicu koncepcyjnego uniwersum, które mam nadzieję, jest odpowiednio rozwinięte w kolejnych tomach. Pytanie zasadnicze brzmi: czy kolejne okładki cyklu Southern Reach są na tyle ładne aby sięgnąć po Ujarzmienie i Ukojenie? Niestety pierwszy tom nie do końca spełnia zasadnicze zadanie jakim jest wzbudzenie zainteresowania na tyle dużego i przyciągnięcie czytelnika ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi na tyle, aby lektura kolejnych części trylogii była obowiązkowa.
Szymon Szeliski