Korea Północna interesowała mnie od dłuższego czasu, ale tak naprawdę nie zagłębiałem się w to jaki ten kraj jest naprawdę. Ograniczałem się do przekazów medialnych, często demonizujących chyba najbardziej odizolowany kraj świata. Gdy na półce w księgarni zobaczyłem książkę „Uchodźcy z Korei Północnej” stwierdziłem, że wypada poszerzyć nieco horyzonty i zbudować sobie rzetelną opinię o tym intrygującym, ale też nieco przerażającym miejscu na podstawie tego co mają do powiedzenia jego obywatele, dla których życie tam stało się na tyle nieznośne że postanowili uciec.
Książka jest zbiorem relacji uciekinierów zebranych przez dwójkę francuskich dziennikarzy, którzy jak sami napisali starali się dobrać historie wiarygodnie, nie czerpiąc tylko ze skrajnych doświadczeń uchodźców, ale prawdziwie wsłuchać się w losy tych ludzi. Było to zadanie o tyle trudne, że większość z nich miała już wyuczone na pamięć życiorysy, które w rozmaitych sytuacjach przekazywali pracownikom różnorakich organizacji humanitarnych lub pracownikom ambasady w Chinach czy Korei Południowej, czyli najpopularniejszych kierunkach ucieczek.
Książka jest zbiorem relacji uciekinierów zebranych przez dwójkę francuskich dziennikarzy, którzy jak sami napisali starali się dobrać historie wiarygodnie, nie czerpiąc tylko ze skrajnych doświadczeń uchodźców, ale prawdziwie wsłuchać się w losy tych ludzi. Było to zadanie o tyle trudne, że większość z nich miała już wyuczone na pamięć życiorysy, które w rozmaitych sytuacjach przekazywali pracownikom różnorakich organizacji humanitarnych lub pracownikom ambasady w Chinach czy Korei Południowej, czyli najpopularniejszych kierunkach ucieczek.
Mogę sobie tylko wyobrazić jak wielką odwagą musieli wykazać się osoby które, opowiadając swoją historię nie miały stałej pracy, środków do życia a często ich rodziny przebywały jeszcze w Korei Północnej, podczas gdy za nielegalne przekroczenie granicy kara jest jedna- śmierć. Egzekucje dla przykładu są powszechną praktyką w tym kraju rządzonym twardą dyktaturą, a jedyną alternatywą jest wysłanie do obozu pracy co i tak przważnie równa się śmierci-tylko że po tygodniach, miesiącach lub latach męczarni.
Książka obfituje w historie ludzi, którzy przyparci przez północnokoreański reżim zdecydowali się na często dramatyczny krok ucieczki w nieznane. Duża część tych aktów desperacji spowodowana była brakiem dostępu do żywności w połowie lat 90, w wyniku której jak się szacuje umarło od 2 do 3mln osób. Ogromne wrażenie robią relacje, w których po dojściu do władzy Kim Dzon Ila i wybuchu plagi głodu ludzie pozbywali się dorobków życia aby przeżyć, a następnie porzucali swoje domy, błąkali się po kraju jedząc trawę, korzenie i korę drzew. Ostatecznie i tak umierali z głodu. Dotyczyło to wszystkich: starych i młodych, kobiet i dzieci a część ludności była tak zdesperowana iż pod groźbą śmierci postanowili uciec. Kanibalizm z tamtego okresu do dziś jest wstydliwą kartą przeszłości Korei Północnej.
Najbardziej zaskakującą relacją, która uświadomiła mi jak bardzo wyizolowani są Północni Koreańczycy była ta gdzie dwie dziewczyny udające się w służbową podróż do Chin nie potrafiły podać swojej daty urodzenia według kalendarza gregoriańskiego, ponieważ czas w Korei liczy się od narodzin ich „wiecznego prezydenta” Kim Ir Sena.
Wiele jest tutaj tragicznych historii, które wydaje się że niemożliwe do realizacji we współczesnym świecie. Jednak, indoktrynacja na półwyspie koreańskim jest na tyle silna, że nienawidzi się tam sąsiadów z południa i Ameryki oraz wszystkiego co z nią związane. Mimo tego ci którym udało się zbiec tęsknią za krajem i za rodzinami, których los często jest im nieznany do końca ich dni. Książka pokazuje też problem adaptacji uchodźcy do życia w nowym kapitalistycznym świecie, co niestety często kończy się bezdomnością.
Autorzy książki Morillot i Malovic stworzyli niesamowity zbiór, ciężkich do zaakceptowania przez cywilizowanego człowieka historii, które wydarzyły się naprawdę i co gorsza zapewne dzieją się dalej.
Szymon Szeliski
Książka obfituje w historie ludzi, którzy przyparci przez północnokoreański reżim zdecydowali się na często dramatyczny krok ucieczki w nieznane. Duża część tych aktów desperacji spowodowana była brakiem dostępu do żywności w połowie lat 90, w wyniku której jak się szacuje umarło od 2 do 3mln osób. Ogromne wrażenie robią relacje, w których po dojściu do władzy Kim Dzon Ila i wybuchu plagi głodu ludzie pozbywali się dorobków życia aby przeżyć, a następnie porzucali swoje domy, błąkali się po kraju jedząc trawę, korzenie i korę drzew. Ostatecznie i tak umierali z głodu. Dotyczyło to wszystkich: starych i młodych, kobiet i dzieci a część ludności była tak zdesperowana iż pod groźbą śmierci postanowili uciec. Kanibalizm z tamtego okresu do dziś jest wstydliwą kartą przeszłości Korei Północnej.
Najbardziej zaskakującą relacją, która uświadomiła mi jak bardzo wyizolowani są Północni Koreańczycy była ta gdzie dwie dziewczyny udające się w służbową podróż do Chin nie potrafiły podać swojej daty urodzenia według kalendarza gregoriańskiego, ponieważ czas w Korei liczy się od narodzin ich „wiecznego prezydenta” Kim Ir Sena.
Wiele jest tutaj tragicznych historii, które wydaje się że niemożliwe do realizacji we współczesnym świecie. Jednak, indoktrynacja na półwyspie koreańskim jest na tyle silna, że nienawidzi się tam sąsiadów z południa i Ameryki oraz wszystkiego co z nią związane. Mimo tego ci którym udało się zbiec tęsknią za krajem i za rodzinami, których los często jest im nieznany do końca ich dni. Książka pokazuje też problem adaptacji uchodźcy do życia w nowym kapitalistycznym świecie, co niestety często kończy się bezdomnością.
Autorzy książki Morillot i Malovic stworzyli niesamowity zbiór, ciężkich do zaakceptowania przez cywilizowanego człowieka historii, które wydarzyły się naprawdę i co gorsza zapewne dzieją się dalej.
Szymon Szeliski