Teraz nadszedł czas na pierwszy i zapewne nie ostatni film pełnometrażowy o Skipperze, Kowalskim, Szeregowym i Rico. Z dużą ulgą przyjąłem fakt, że styl graficzny filmu o pingwinach odbiega od tego co widzieliśmy w serialu- ale to raczej było oczywiste, serial ma gorszą grafikę zapewne po to, aby nie nadwyrężać budżetu... W każdym razie, pod względem wizualnym wszystko jest na swoim miejscu, a pingwiny jako młokosy są przeurocze.
Pamiętam jak dziś swój zachwyt nad pierwszą częścią „Madagaskaru”. Przygody przezabawnych zwierząt z nowojorskiego zoo podbiły poprzeczkę śmieszności bardzo wysoko. Pomimo, że nie był to przełom na miarę „Shreka”, animację doceniły zarówno dzieci jak i dorośli. Kolejne części miały raczej tendencję spadkową, jednak był tam jeden constans- pingwiny. Ci pseudo szpiedzy, mający często więcej szczęścia niż rozumu, zdobyli na tyle sympatii publiczności, że powstał serial z nimi w rolach głównych.
Teraz nadszedł czas na pierwszy i zapewne nie ostatni film pełnometrażowy o Skipperze, Kowalskim, Szeregowym i Rico. Z dużą ulgą przyjąłem fakt, że styl graficzny filmu o pingwinach odbiega od tego co widzieliśmy w serialu- ale to raczej było oczywiste, serial ma gorszą grafikę zapewne po to, aby nie nadwyrężać budżetu... W każdym razie, pod względem wizualnym wszystko jest na swoim miejscu, a pingwiny jako młokosy są przeurocze.
2 Komentarze
Jedną z podstawowych zasad wojny jest pozbawienie wroga możliwości komunikacji. Bez przepływu informacji działania na froncie stają się chaotyczne, często bezzasadne i po prostu mało skuteczne. Enigma była urządzeniem kodującym całą komunikację nazistów, a co za tym idzie, była kluczem do skrócenia lub wręcz zakończenia wojny. Tego ważnego zadania podejmowały się najjaśniejsze umysły tamtych czasów z różnych krajów, jednak to Polacy jako pierwsi złamali niemiecki kod, a na bazie ich prac Alan Turing, grany tutaj przez Benedicta Cumberbatcha, wraz ze swoim zespołem stworzył maszynę, która była zdolna łamać szyfr Enigmy i pomóc aliantom zwyciężyć II Wojnę Światową.
Jeśli spojrzy się na „Grę tajemnic” jako na thriller polityczny czy dramat historyczny jest to film dość przeciętny, niespecjalnie wyróżniający się na tle innych licznych obrazów o podobnej tematyce. Jeśli jednak spojrzymy na tę produkcję jako na biografię Turinga, jest już nieco lepiej. Po premierze filmu w reżyserii Mortena Tylduma w Polsce podniosły się głosy, że fabuła minimalizuje wkład Polaków w złamanie Enigmy. Fakt jednak jest taki, że jest to biografia angielskiego matematyka, który na podstawie osiągnięć polskich naukowców w deszyfrowaniu wiadomości III Rzesz, stworzył maszynę, która dziś jest niemal wszędzie, a mianowicie komputer. Jest to nawet wspomniane w filmie. Co więcej, Polacy są przywoływani w tym obrazie jeszcze raz, gdy wspomina się, że to polscy szpiedzy wykradli z Berlina Enigmę. Osobiście uważam, że dwukrotne napomknięcie o roli Polaków w całym przedsięwzięciu to i tak spory sukces jak na film zagraniczny. Jeśli chcemy czegoś więcej, będzie trzeba nakręcić swój film i tyle. Nie ma co rozdzierać szat. Ostatnio zastanawiałem się gdzie tkwi zasadnicza różnica pomiędzy promocją rodzimych i zagranicznych filmów. Doszedłem do wniosku, że polscy twórcy nie mają za grosz skromności. W wielu trailerach możemy usłyszeć, że mamy do czynienia z „przełomowym dziełem” czy „filmem stulecia” i tym podobne frazesy. Najzabawniejsze, że te sformułowania wychodzą od samych twórców, a nie od recenzentów. Gdy zobaczyłem plakat do „Whiplash” zaśmiałem się tylko w duchu, jednak po projekcji filmu uważam że lepszej grafiki, nawet niż ta zdecydowanie przeładowana hurra optymistycznymi cytatami, nie dało się dobrać. Andrew to młody perkusista, którego wielkim pragnieniem jest zostanie legendarnym muzykiem tak jak jego idol Buddy Rich. Shaffer Conservatory to najlepsza szkoła muzyczna do której uczęszcza główny bohater, a surowy wykładowca Fletcher próbuje ze swoich studentów wycisnąć 110% możliwości, nierzadko balansując na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej swoich podopiecznych. Film już od pierwszej sceny hipnotyzuje i robi to przez cały czas projekcji. Poziom napięcia wzrasta momentami do samego nieba, do tego stopnia, że ciężko wysiedzieć spokojnie w fotelu. Bardzo dobrze ukazano ogrom i ciężar pracy jaką Andrew wkłada w to aby być coraz lepszym muzykiem, a my po cichu mu kibicujemy, wiedząc, że za rogiem dosłownie czai się tyran Fletcher. Ciekawość tego jaką torturę wymyśli nieprzebierający w słowach wykładowca, brawurowo zagrany przez J.K.Simmonsa ustępuje tylko obawie o Andrew i jego marzenia, które nie raz, nie dwa będą zagrożone. Huśtawka emocjonalna zaserwowana przez twórców „Whiplash” uderza niczym wielki młot, raz w głowę, raz w kolana i tak aż do wielkiego finału. |
Czarna dziurato blog o książkach, komiksach, filmach, muzyce i o wszystkim, co naszym zdaniem jest warte napisania. Archiwum bloga:
października 2016
Tagi:
Wszystkie
|