Gdyby każde państwo oprócz hymnu, godła i flagi miało swój oficjalny narodowy trunek, naszym bez wątpienia byłaby wódka. Tak zimna, że aż gęsta. Czysta niczym woda w strumieniu, mocna jak polski katolicyzm. Otwierająca ludzi, którzy dają jej wkładać różne słowa w swoje usta, które na trzeźwo raczej by z nich nie wyszły. Pyszna wódka z colą, z sokiem z czarnej porzeczki, popijana herbatą, pita z gwinta albo w postaci uboota w piwie i wszelkich innych możliwych kombinacjach. Przemycana na studniówki, obowiązkowa na weselach, wszelkiej maści imprezach towarzyskich i w każdy piątek, jak amen w pacierzu. Próbuję tutaj zrecenzować książkę, ale chyba zamienia się to w tyradę przeciwko alkoholowi. Fakty są jednak takie, że alkoholizm to okropna choroba.
Kojarzycie Małgorzatę Halber? Dla większości, najbardziej znana jest jako prezenterka polskiej Vivy, z czasów jej świetności. Oprócz bycia dziennikarką muzyczną, Gocha, jak mówi o niej mój zauroczony nią przyjaciel, jest rysowniczką po studiach filozoficznych. Pamiętam też, że grała i śpiewała w zespole Wyjebani w dobrej wierze (kiedyś po ich koncercie w Mózgu, wtoczyliśmy się tam z moim przyjacielem, jej skrytym fanem, i cały zespół siedział w białej sali, co było pozytywnym zaskoczeniem, bo niewielu artystów tak robi, a mój kumpel czaił się i nie mógł wysiedzieć w miejscu, ale ostatecznie nie zagadał). Bardzo ciekawa mieszanka, która staje się wybuchowa, gdy dorzucimy poparte biografią zwycięstwo nad nałogiem. Coś, jakby do tego drinka z colą z poprzedniego akapitu, wrzucić jeszcze mentosa.
Jej literacki debiut, Najgorszy człowiek na świecie ukazał się pod koniec stycznia tego roku. Z jednej strony żałowałem przez chwilę, że dotarłem do tej książki dopiero teraz, z drugiej jednak nie wyobrażam sobie lepszego czasu na jej lekturę niż majówka, czyli okresu gdzie wszyscy dookoła piją na umór. Ci, którzy mnie znają, wiedzą że lubię się bawić, lubię sobie wypić (chociaż wódkę to nie bardzo), jednak podczas czytania tego, co na Krystynę, bohaterkę tej rewelacyjnie napisanej powieści, sprowadza alkohol, nie mogłem się napić nawet piwa. Nie przemawia do mnie stygmatyzowanie wszelkich rozrywek mianem grzechu, ale jestem przekonany, że pijąc pomiędzy kolejnymi rozdziałami, bardzo obciążyłbym swoje sumienie. Zupełnie nie miałem na to ochoty, kolejne słowa, zdania i rozdziały, trafiały w samo sedno nałogu, ukazując jego paskudną mordę w świetle dziennym. Widok niezbyt przyjemny, ale jak najbardziej pożądany, chociażby dla samego efektu. W teatrze życia należy się Halberowej owacja na stojąco, a ci co piją, po pierwsze niech się wstydzą, po drugie, niech przeczytają tę książkę, a po trzecie niech wzniosą za nią toast .
Logika, pokrętna niczym slalom gigant, jaką kieruje się uzależniona osoba, jest palącym problemem naszego społeczeństwa i nie tylko. My, Polacy znajdziemy uzasadnienie dla wszystkiego, a już na pewno, żeby się napić. Z jednej strony chwała nam za kreatywność w oszukiwaniu samych siebie, z drugiej, jak o tym pomyślę, to robi mi się smutno i zimno. Tak zimno, jak zimne są relacje Krystyny ze światem, z ludźmi. Kolejne strony wypełniają szkice ludzkich dramatów, tak liczne że od przeglądania tego swoistego porfolio zwycięstw alkoholu nad ludzkością, boli głowa. Przecież bez alkoholu ani rusz, trzeba się napić, żeby porozmawiać, żeby coś się działo i aby tę pustkę w sobie czymś wypełnić.
Gdy myślę alkoholik – mam przed oczami brudnego, śmierdzącego gościa, który zaraz złapie mnie wzrokiem i rzuci tekst pokroju „nie będę kłamać, zbieram na piwo, dorzuć coś”. Jasne, są tacy ludzie. Oczywiście, oni najbardziej rzucają się w oczy. Istnieją też tacy uzależnieni jak Krystyna, wykształceni z dobrą pracą, wiodący dostatnie życie, chodzący na koncerty i do kina z kochającym chłopakiem. Trzeba mieć tego świadomość.
W końcu w życiu głównej bohaterki następuje moment przełomowy, w którym podejmuje decyzję, że to już koniec, chce przestać pić, zapisuję się na terapię. Rozwój wydarzeń Najgorszego człowieka na świecie obrazuje wzloty i upadki Krystyny, przyczyny i skutki jej zachowań, wpływ otoczenia na jej picie lub niepicie, walkę ze słabościami i przeciwnościami losu, do których rangi wyrasta właściwie każde wyjście z domu. Nie wspominając o imprezie czy wakacjach ze znajomymi w Sopocie. Podziwiam siłę i determinację Krysi, która będąc na terapii, właściwie przez cały czas jej trwania, poddaje w wątpliwość, sens jej istnienia i uczestniczenia w niej. Pomimo tego trwa ona w tym stanie zawieszenia, który nie jest nawet najciemniejszym momentem nocy. U niej słońce dopiero zachodzi, a noc która nadejdzie, to niestety zimowe przesilenie.
Książka przepełniona jest wrażliwością, czuć to w przemyśleniach Krystyny dotyczących jej związków z mężczyznami, stosunku do obowiązków w pracy w telewizji i niektórych jej wypowiedziach. Nie jest to jednak miałka postać, która nadstawia drugi policzek. To opowieść o chwyceniu byka za rogi, ale takiego wielkiego skurwiela, na którego strach w ogóle spojrzeć, a co dopiero się do niego zbliżyć. To nie jest słodko - pierdząca opowieść w hollywoodzkim stylu, znajdziesz tutaj zaskakująco dużo chropowatych elementów. Nie jest to poziom brudu i dewiacji Palahniuka, ale i tak jest moc.
Uważam za bardzo wartościowe dzieła, które poruszają, dotykają drażliwych tematów i przekazują uczucia. Najgorszy człowiek na świecie taki właśnie jest. To niespodziewany i nieproszony, bo śmierdzący alkoholem wigilijny gość, dla którego zostawia się puste miejsce. Jesteś zły, że śmierdziel przyszedł i gada o swoim nałogu, ale w końcu przeżywasz katharsis słuchając tego co mówi i w jaki sposób to mówi i już wszystko jest w porządku. Oczywiście wszystko ma miejsce w bardzo skomplikowanym systemie przyczynowo skutkowym, z erupcjami emocji które ciężko oswoić. Samotność i nuda jest orężem uzależnienia, przed którym obrona jest długą i męczącą bitwą. Budujący przekaz powieści Małgorzaty Halber, okupiony jest wielkim wysiłkiem i odwagą, polegającą na odsłonięciu się bardziej niż większość ludzi kiedykolwiek będzie w stanie to zrobić. Ta powieść na półce, może śmiało leżeć obok DVD Wszyscy jesteśmy Chrystusami, jako świetny środek na nie picie.
Na koniec zachęcam do obejrzenia bardzo ciekawego wywiadu z autorką książki, przeprowadzonym przez Tomasza Raczka:
Jej literacki debiut, Najgorszy człowiek na świecie ukazał się pod koniec stycznia tego roku. Z jednej strony żałowałem przez chwilę, że dotarłem do tej książki dopiero teraz, z drugiej jednak nie wyobrażam sobie lepszego czasu na jej lekturę niż majówka, czyli okresu gdzie wszyscy dookoła piją na umór. Ci, którzy mnie znają, wiedzą że lubię się bawić, lubię sobie wypić (chociaż wódkę to nie bardzo), jednak podczas czytania tego, co na Krystynę, bohaterkę tej rewelacyjnie napisanej powieści, sprowadza alkohol, nie mogłem się napić nawet piwa. Nie przemawia do mnie stygmatyzowanie wszelkich rozrywek mianem grzechu, ale jestem przekonany, że pijąc pomiędzy kolejnymi rozdziałami, bardzo obciążyłbym swoje sumienie. Zupełnie nie miałem na to ochoty, kolejne słowa, zdania i rozdziały, trafiały w samo sedno nałogu, ukazując jego paskudną mordę w świetle dziennym. Widok niezbyt przyjemny, ale jak najbardziej pożądany, chociażby dla samego efektu. W teatrze życia należy się Halberowej owacja na stojąco, a ci co piją, po pierwsze niech się wstydzą, po drugie, niech przeczytają tę książkę, a po trzecie niech wzniosą za nią toast .
Logika, pokrętna niczym slalom gigant, jaką kieruje się uzależniona osoba, jest palącym problemem naszego społeczeństwa i nie tylko. My, Polacy znajdziemy uzasadnienie dla wszystkiego, a już na pewno, żeby się napić. Z jednej strony chwała nam za kreatywność w oszukiwaniu samych siebie, z drugiej, jak o tym pomyślę, to robi mi się smutno i zimno. Tak zimno, jak zimne są relacje Krystyny ze światem, z ludźmi. Kolejne strony wypełniają szkice ludzkich dramatów, tak liczne że od przeglądania tego swoistego porfolio zwycięstw alkoholu nad ludzkością, boli głowa. Przecież bez alkoholu ani rusz, trzeba się napić, żeby porozmawiać, żeby coś się działo i aby tę pustkę w sobie czymś wypełnić.
Gdy myślę alkoholik – mam przed oczami brudnego, śmierdzącego gościa, który zaraz złapie mnie wzrokiem i rzuci tekst pokroju „nie będę kłamać, zbieram na piwo, dorzuć coś”. Jasne, są tacy ludzie. Oczywiście, oni najbardziej rzucają się w oczy. Istnieją też tacy uzależnieni jak Krystyna, wykształceni z dobrą pracą, wiodący dostatnie życie, chodzący na koncerty i do kina z kochającym chłopakiem. Trzeba mieć tego świadomość.
W końcu w życiu głównej bohaterki następuje moment przełomowy, w którym podejmuje decyzję, że to już koniec, chce przestać pić, zapisuję się na terapię. Rozwój wydarzeń Najgorszego człowieka na świecie obrazuje wzloty i upadki Krystyny, przyczyny i skutki jej zachowań, wpływ otoczenia na jej picie lub niepicie, walkę ze słabościami i przeciwnościami losu, do których rangi wyrasta właściwie każde wyjście z domu. Nie wspominając o imprezie czy wakacjach ze znajomymi w Sopocie. Podziwiam siłę i determinację Krysi, która będąc na terapii, właściwie przez cały czas jej trwania, poddaje w wątpliwość, sens jej istnienia i uczestniczenia w niej. Pomimo tego trwa ona w tym stanie zawieszenia, który nie jest nawet najciemniejszym momentem nocy. U niej słońce dopiero zachodzi, a noc która nadejdzie, to niestety zimowe przesilenie.
Książka przepełniona jest wrażliwością, czuć to w przemyśleniach Krystyny dotyczących jej związków z mężczyznami, stosunku do obowiązków w pracy w telewizji i niektórych jej wypowiedziach. Nie jest to jednak miałka postać, która nadstawia drugi policzek. To opowieść o chwyceniu byka za rogi, ale takiego wielkiego skurwiela, na którego strach w ogóle spojrzeć, a co dopiero się do niego zbliżyć. To nie jest słodko - pierdząca opowieść w hollywoodzkim stylu, znajdziesz tutaj zaskakująco dużo chropowatych elementów. Nie jest to poziom brudu i dewiacji Palahniuka, ale i tak jest moc.
Uważam za bardzo wartościowe dzieła, które poruszają, dotykają drażliwych tematów i przekazują uczucia. Najgorszy człowiek na świecie taki właśnie jest. To niespodziewany i nieproszony, bo śmierdzący alkoholem wigilijny gość, dla którego zostawia się puste miejsce. Jesteś zły, że śmierdziel przyszedł i gada o swoim nałogu, ale w końcu przeżywasz katharsis słuchając tego co mówi i w jaki sposób to mówi i już wszystko jest w porządku. Oczywiście wszystko ma miejsce w bardzo skomplikowanym systemie przyczynowo skutkowym, z erupcjami emocji które ciężko oswoić. Samotność i nuda jest orężem uzależnienia, przed którym obrona jest długą i męczącą bitwą. Budujący przekaz powieści Małgorzaty Halber, okupiony jest wielkim wysiłkiem i odwagą, polegającą na odsłonięciu się bardziej niż większość ludzi kiedykolwiek będzie w stanie to zrobić. Ta powieść na półce, może śmiało leżeć obok DVD Wszyscy jesteśmy Chrystusami, jako świetny środek na nie picie.
Na koniec zachęcam do obejrzenia bardzo ciekawego wywiadu z autorką książki, przeprowadzonym przez Tomasza Raczka:
Szymon Szeliski