Wojna i miłość potrafią nieźle skomplikować życie, a połączenie tych dwóch zjawisk to doprawdy mieszanka wybuchowa. Casablanca stała się dla uchodźców starających się wydostać z ogarniętej chaosem Europy czyśćcem i ostatnim przystankiem w drodze do Ameryki. Problem w tym, że tak naprawdę tylko nieliczni dostąpią możliwości wydostania się z tego tymczasowego azylu. Główny bohater Casablanki, niejaki Rick, nie chce, lub nie może powrócić do swojego ojczystego kraju, jednak pogodził się już z tą myślą i postanowił zapuścić korzenie w miejscu, gdzie nadzieja umiera ostatnia.
Richard „Rick” Blaine prowadzi bardzo popularną knajpę, której przekrój klientów jest dość spory, jednak trzeba przyznać, że jest to lokal z klasą. Z tego też powodu, zarówno sama miejscówka, jak i jej właściciel, cieszę się sympatią i specjalnymi względami oficjeli armii francuskiej, która oficjalnie sprawuję administracyjną władzę w Casablance. Na horyzoncie pojawiają się także nieproszeni goście – Naziści, których władza pcha w coraz nowsze zakątki świata i która sprawia, że podejmują próby kontrolowania wszystkiego dookoła. Rick jest jednak starym wyjadaczem, który w pozoru woli zachować bezpieczną bezstronność w obliczu wielkiej polityki, jednak gdy w mieście pojawia się jego dawna miłość, Ilsa, sprawy nabierają rozpędu i wygląda na to, że stanie z założonymi rękami i nabierani wody w usta już nie wystarczy.
Ilsa to główna postać żeńska tego klasycznego filmu, która wdając się w romans z Richardem, pewnego dnia po prostu go opuściła, zawodząc wszystkie jego nadzieje na szczęśliwe życie u boku kobiety, którą kocha. Nie otrzymawszy ani słowa wyjaśnień, Rick czuł się przez lata rozgoryczony i nadal ma żal do byłej kochanki, zwłaszcza że pojawia się ona w Casablance ze swoim mężem, poszukiwanym uciekinierem z obozu koncentracyjnego, który jest ważną postacią symbolizującą opór postawiony III Rzeszy. Co więcej, Ilsa, gdy dowiaduje się, że Rick jest człowiekiem posiadającym odpowiednie znajomości i mającym wpływy, chce, aby ten pomógł jej i jej mężowi przedostać się za ocean.
Film Michaela Curtiza to perfekcyjnie opowiedziana historia pełna półcieni, z wielką polityką i wojną, a także ogromną, niespełnioną miłością w tle. Postać Ricka jest bardzo niejednoznaczna, ślizgająca się na parkiecie życia, nieoczekująca od życia przesadnie dużo, jednak czerpiąca z niego tak bardzo, jak to możliwe. Postać grana przez Humphreya Bobarta to cwaniak i drań o złotym sercu, nieuleczalny sentymentalista stąpający twardo po ziemi. Jestem niemal pewien, że George Lucas był mocno zainspirowany tą postacią powołując do życia awanturnika Hana Solo – obaj panowie mają sporo wspólnego.
Ilsa to ta bardziej tajemnicza część głównej obsady. Bardzo długo nie poznajemy powodu, dla którego opuściła Richarda w Paryżu bez słowa wyjaśnienia. Dlaczego nagle zjawia się w Casablance, czyżby chciała kopać leżącego? Kim jest jej mąż? Pytania, które wywołuje jej pojawienie się w Maroku mnożą się niemiłosiernie, jednak widzowie zostają sowicie wynagrodzeni za cierpliwość. Fabuła poprowadzona jest bardzo umiejętnie i poznajemy właściwie wszystkie odpowiedzi na nurtujące pytania, a co więcej, dostajemy jedno z najciekawszych i rozdzierających serce zakończeń w historii kina.
Życie barowe „U Ricka”, chociaż zostało ukazane w czerni i bieli, jest bardzo kolorowe, pełne niesamowitego klimatu, drobnych smaczków i stanowi centralny punkt filmu. Niczym w oku cyklonu, w owej knajpie panuje atmosfera swobody i swawoli, od czasu do czasu przerywana jedynie strzelaniną, aresztowaniami lub niepokornym buńczucznym odśpiewaniem Marsylianki, na złość nazistowskim oficjelom.
Siłę tego obrazu stanowią też postacie poboczne, takie jak rezolutny francuski kapitan Louis Renault czy pełen wdzięku barman Carl. Wszyscy są pełnokrwiści, dorzucając do niezwykłej mieszanki charakterologicznej, jaką stanowi Casablanca, swoje trzy grosze.
Casablanca jest kolejnym klasycznym filmem, który postanowiłem obejrzeć w ramach niedoboru dobrych filmów w tym roku i nadrabiania zaległości X muzy. Stare kino, również potrafi zapewnić rozrywkę na najwyższym poziomie, to oczywiste, jednak nie sądziłem, że filmy potrafią starzeć się w tak piękny i ponadczasowy sposób jak Casablanca.
Szymon Szeliski