Ostatnio zastanawiałem się gdzie tkwi zasadnicza różnica pomiędzy promocją rodzimych i zagranicznych filmów. Doszedłem do wniosku, że polscy twórcy nie mają za grosz skromności. W wielu trailerach możemy usłyszeć, że mamy do czynienia z „przełomowym dziełem” czy „filmem stulecia” i tym podobne frazesy. Najzabawniejsze, że te sformułowania wychodzą od samych twórców, a nie od recenzentów. Gdy zobaczyłem plakat do „Whiplash” zaśmiałem się tylko w duchu, jednak po projekcji filmu uważam że lepszej grafiki, nawet niż ta zdecydowanie przeładowana hurra optymistycznymi cytatami, nie dało się dobrać.
Andrew to młody perkusista, którego wielkim pragnieniem jest zostanie legendarnym muzykiem tak jak jego idol Buddy Rich. Shaffer Conservatory to najlepsza szkoła muzyczna do której uczęszcza główny bohater, a surowy wykładowca Fletcher próbuje ze swoich studentów wycisnąć 110% możliwości, nierzadko balansując na granicy wytrzymałości psychicznej i fizycznej swoich podopiecznych.
Film już od pierwszej sceny hipnotyzuje i robi to przez cały czas projekcji. Poziom napięcia wzrasta momentami do samego nieba, do tego stopnia, że ciężko wysiedzieć spokojnie w fotelu. Bardzo dobrze ukazano ogrom i ciężar pracy jaką Andrew wkłada w to aby być coraz lepszym muzykiem, a my po cichu mu kibicujemy, wiedząc, że za rogiem dosłownie czai się tyran Fletcher. Ciekawość tego jaką torturę wymyśli nieprzebierający w słowach wykładowca, brawurowo zagrany przez J.K.Simmonsa ustępuje tylko obawie o Andrew i jego marzenia, które nie raz, nie dwa będą zagrożone. Huśtawka emocjonalna zaserwowana przez twórców „Whiplash” uderza niczym wielki młot, raz w głowę, raz w kolana i tak aż do wielkiego finału.
Film w sumie nie ma słabych stron, wszyscy aktorzy zostali dobrani bardzo dobrze i odegrali swoje role z należytą pieczołowitością(ciekawe jakie są faktyczne umiejętności gry na perkusji Milesa Tellera wcielającego się w Andrew). Muzyka jest rewelacyjna i pisząc tę recenzje słucham ścieżki dźwiękowej z filmu, nadal czuję ten niesamowity klimat sali prób, ślinę cieknącą po instrumentach dętych, pot, krew i łzy. Do zalet należy zaliczyć też montaż, który jest tak ciekawie zrealizowany, że przez ponad półtorejgodzinny seans nawet przez chwilę nie znużył mnie widok Andrew grającego na swoich bębnach. Charakter tej produkcji podkreśla też idea dążenia do ideału, którą w prosty i przystępny sposób Fletcher wykłada Andrew w barze przy drinku. Świat nie chce prawdziwych talentów, tylko więcej tego samego i wątpliwej jakości.
Tymbardziej cieszy powstanie takiego filmu jak „Whiplash”, który udowadnia coś niesamowicie oczywistego: w filmach najważniejsza jest opowiadana historia i charaktery biorące w niej udział i to jak to wszystko ze sobą współpracuje. A gdy ściera się wielki autorytet ocierający się o absolutyzm i taki talent jak Andrew powstaje coś wspaniałego, dlatego wszystkim z czystym sercem polecam ten film.
Szymon Szeliski
Tymbardziej cieszy powstanie takiego filmu jak „Whiplash”, który udowadnia coś niesamowicie oczywistego: w filmach najważniejsza jest opowiadana historia i charaktery biorące w niej udział i to jak to wszystko ze sobą współpracuje. A gdy ściera się wielki autorytet ocierający się o absolutyzm i taki talent jak Andrew powstaje coś wspaniałego, dlatego wszystkim z czystym sercem polecam ten film.
Szymon Szeliski