Góry mają swój nieodparty urok, ale potrafią też być śmiertelnym zagrożeniem, dla każdego, kto je zlekceważy. Himalajom, jako koronie Ziemi, należy się specjalna doza szacunku i pokory przy wyruszaniu w wędrówkę na szczyty najwyższych gór naszej planety. Ciała tych, którzy zlekceważyli ich majestat lub nieodpowiednio przygotowali się do wyprawy, stanowią teraz punkty orientacyjne na trasach kolejnych wypraw. Stopniowo pochłaniani przez śnieg i lód, są przestrogą dla każdego napotkanego wędrowca. Hej przygodo!
Tintin to klasyczny komiks o przygodach młodego reportera, który mnogością swoich eskapad zawstydza samego Indianę Jonesa. Dwudziesty tom nosi tytuł Tintin w Tybecie i podobno był ulubionym zeszytem autora, belgijskiego rysownika Hergé'a. Stworzył on tę historię podczas trudnego okresu w życiu prywatnym, podczas rozwodu z pierwszą żoną, przez co miewał koszmary umiejscowione w białym bezkresnym miejscu. Stąd umiejscowienie akcji w Tybecie i śnieżnych szczytach Himalajów.
Ciężko jest napisać coś odkrywczego o czymś, co już właściwie przeszło do kanonu, a tak właśnie jest w przygodami Tintina. Górska przygoda niestrudzonego podróżnika i towarzyszących mu kapitana Baryłki i psa Milusia to opowieść o sile przyjaźni, która nieraz popycha człowieka do nieracjonalnych czynów. Tak więc, przy wyłączonym rozumie i poczuciu niebezpieczeństwa, wyżej wspomniana trójka w towarzystwie przewodnika i tragarzy, wyrusza na miejsce katastrofy lotniczej, w której uczestniczył przyjaciel Tintina, niejaki Czang Czong – Czen. Wbrew wszystkim podpowiedziom doświadczonych bywalców gór, Tintin napędzany wizją ze snu, że jego znajomy przeżył katastrofę, wyrusza mu na ratunek, narażając życie swoje i kompanów. Po drodze przeżywają przygody i pokonują kolejne niebezpieczeństwa, a także poznają kulturę Tybetu, natrafiając na mnichów czy ślady legendarnego górskiego stworzenia.
Styl graficzny to proste i satysfakcjonujące kreski, z kolorami charakterystycznymi dla komiksów sprzed kilku dekad. Mam jednak wrażenie, że Tintin wyszedł z próbu czasu obronną ręką w przeciwieństwie do wielu innych komiksów z tamtego okresu. Jest to komiks, który ogląda i czyta się z przyjemnością, który nie aspiruje do bycia czymś więcej niż w rzeczywistości jest i uważam, że jest to wspaniała cecha. W połączeniu z ciekawą historią, napakowaną świetnym poczuciem humoru, daje to mieszankę godną miło spędzonego popołudnia, w wygodnym fotelu i przeniesienia się na kilka chwil do innego świata. Zapewniam, że jeśli lubisz komiksy przygodowe, to wrócisz z tej wyprawy w pełni usatysfakcjonowany.
Jest w Tintinie w Tybecie, pewna nieuchwytna przejściowość co czyni ten album wyjątkowym. Wątek drogi i dążenia do celu może być alegorią wielu rzeczy, uczuć czy doświadczeń życiowych, które dla indywidualnego odbiorcy będą oznaczać przeważnie, chociaż coś odrobinę innego. Taki uniwersalizm stanowi sedno i filar tej przygody, przez co chce się do niej wracać.
Ciężko jest napisać coś odkrywczego o czymś, co już właściwie przeszło do kanonu, a tak właśnie jest w przygodami Tintina. Górska przygoda niestrudzonego podróżnika i towarzyszących mu kapitana Baryłki i psa Milusia to opowieść o sile przyjaźni, która nieraz popycha człowieka do nieracjonalnych czynów. Tak więc, przy wyłączonym rozumie i poczuciu niebezpieczeństwa, wyżej wspomniana trójka w towarzystwie przewodnika i tragarzy, wyrusza na miejsce katastrofy lotniczej, w której uczestniczył przyjaciel Tintina, niejaki Czang Czong – Czen. Wbrew wszystkim podpowiedziom doświadczonych bywalców gór, Tintin napędzany wizją ze snu, że jego znajomy przeżył katastrofę, wyrusza mu na ratunek, narażając życie swoje i kompanów. Po drodze przeżywają przygody i pokonują kolejne niebezpieczeństwa, a także poznają kulturę Tybetu, natrafiając na mnichów czy ślady legendarnego górskiego stworzenia.
Styl graficzny to proste i satysfakcjonujące kreski, z kolorami charakterystycznymi dla komiksów sprzed kilku dekad. Mam jednak wrażenie, że Tintin wyszedł z próbu czasu obronną ręką w przeciwieństwie do wielu innych komiksów z tamtego okresu. Jest to komiks, który ogląda i czyta się z przyjemnością, który nie aspiruje do bycia czymś więcej niż w rzeczywistości jest i uważam, że jest to wspaniała cecha. W połączeniu z ciekawą historią, napakowaną świetnym poczuciem humoru, daje to mieszankę godną miło spędzonego popołudnia, w wygodnym fotelu i przeniesienia się na kilka chwil do innego świata. Zapewniam, że jeśli lubisz komiksy przygodowe, to wrócisz z tej wyprawy w pełni usatysfakcjonowany.
Jest w Tintinie w Tybecie, pewna nieuchwytna przejściowość co czyni ten album wyjątkowym. Wątek drogi i dążenia do celu może być alegorią wielu rzeczy, uczuć czy doświadczeń życiowych, które dla indywidualnego odbiorcy będą oznaczać przeważnie, chociaż coś odrobinę innego. Taki uniwersalizm stanowi sedno i filar tej przygody, przez co chce się do niej wracać.
Szymon Szeliski