Uważam, że muzyka to jedna z najwspanialszych form wyrazu, jaką wymyślił człowiek. Wsłuchując się w odpowiedni utwór można zatracić się całkowicie, udając się do innego świata bez użycia substancji psychoaktywnych. Bycie częścią zespołu musi być świetnym uczuciem i chociaż sam nigdy tego nie doświadczyłem, wiem to po lekturze komiksu Sing no Evil.
Głównymi bohaterami komiksu jest zespół Perkeros grający awangardową odmianę metalu. Członkowie zespołu to osobowości zebrane na zasadzie indywiduów mające swoje ciekawe, uzupełniające się cechy, co sprawia, że obcowanie z każdym z nich jest interesujące. Perkeros tworzą niedźwiedź – perkusista (dlaczego nie?), Kervinen — doświadczony rockman, który grał chyba wszędzie i ze wszystkimi, Lily, basistka będąca menadżerką i sumieniem zespołu i Aksel wokalista i gitarzysta, którego głos w jednej z recenzji został uznany za pewną wariację dźwięków, jakie wydaje chory kruk. Z tego powodu, Perkeros potrzebuje nowego głosu, którym zostaje Aydin, na co dzień zajmujący się pracą w pizzerii.
Przez większość stron historię poznajemy z punktu widzenia Aksela, który jako zapaleniec stworzył Perkeros, jednak najwyraźniej nie ma pomysły ani siły woli, aby rozwinąć ten projekt. W dodatku takie rzeczy jak przyziemna praca i stabilizacja, o którą upomina się jego dziewczyna, zdecydowanie mu w tym nie pomagają. Akselem miotają najróżniejsze uczucia, jest on dość niestabilną jednostką, jednak dzięki przyjaciołom z zespołu, wszystko jeszcze jakoś się trzyma razem i funkcjonuje. Bardzo spodobała mi się postać Kervinena, starego hipisa z niekończącym się zapasem anegdot ze sceny i zza niej. To on pełni funkcję rolę mentora i mistyka w tej ekipie, jednak robi to w zupełnie nieinwazyjny sposób, nie dając jasnych odpowiedzi na rozterki Aksela, ale tylko dając mu narzędzia do odkrycia swojej ścieżki.
Komiks jest narysowany kreską nieco przypominającą tę ze Scotta Pilgrima, jednak wszystko wydaje się bardziej zaowalone i z większą ilością detali. Dołożono do tego iście pastelowe barwy, które momentami wchodzą w kontrast z tym, co dzieje się w poszczególnych kadrach. W moim odczuciu rewelacyjnie stworzono synestezję rysunku z dźwiękiem: jeden z cytatów z recenzji na tylnej okładce informuje, że „będziesz w stanie usłyszeć poszczególne strony”. Sam trafniej bym tego nie ujął!
Pomimo łagodnej na pierwszy rzut oka, natury tego dzieła, odbiorcą docelowym jest raczej świadomy i dojrzały czytelnik. Wskazują na to poruszane tematy, takie jak miłość, seks, przyjaźń, życie i imprezy pomiędzy koncertami.
Komiks jest narysowany kreską nieco przypominającą tę ze Scotta Pilgrima, jednak wszystko wydaje się bardziej zaowalone i z większą ilością detali. Dołożono do tego iście pastelowe barwy, które momentami wchodzą w kontrast z tym, co dzieje się w poszczególnych kadrach. W moim odczuciu rewelacyjnie stworzono synestezję rysunku z dźwiękiem: jeden z cytatów z recenzji na tylnej okładce informuje, że „będziesz w stanie usłyszeć poszczególne strony”. Sam trafniej bym tego nie ujął!
Pomimo łagodnej na pierwszy rzut oka, natury tego dzieła, odbiorcą docelowym jest raczej świadomy i dojrzały czytelnik. Wskazują na to poruszane tematy, takie jak miłość, seks, przyjaźń, życie i imprezy pomiędzy koncertami.
Fabuła to raczej czysty wątek obyczajowy, rozpisany w bardzo przemyślany i łatwy w odbiorze sposób, jednak znajdzie się tutaj miejsce na kilka niespodzianek. Sing no Evil to świetna historia z wyrazistymi postaciami i świetnie narysowanymi dźwięki. Tak, dokładnie tak. Bis!
Szymon Szeliski