Początek „Przebudzenia” jest dość sztampowy, żeby nie powiedzieć że jest kliszą w najczystszej postaci. Lee Archer to wyklęta z Amerykańskiej Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej badaczka głębin mórz i oceanów. Została odsunięta na bok, po aktywnej walce przeciwko rządowi, który prowadził nieetyczne według niej badania. Teraz jednak to rząd potrzebuje jej pomocy i obiecuje przywrócenie jej do łask za tydzień jej pracy. Wspomniałem już że Lee jest rozwiedziona i ma słaby kontakt z synem na którym bardzo jej zależy?
Później całe szczęście jest już lepiej. Przedstawicielem władzy, który przybył po panią doktor jest nie mówiący całej prawdy i jednocześnie wzbudzający sympatię agent Cruz. Dosłownie porywa Lee z jej stanowiska pracy aby zabrać ją do bardzo tajnej podwodnej bazy. Rysunki Murphy'ego dopiero w podwodnych scenach pokazują pazur, gdzie zabawa światłocieniem świetnie obrazuje chłód i izolację bazy a jednocześnie ogromną przestrzeń w ujęciach na zewnątrz. Stonowane kolory przywodzą na myśl trochę klimat z filmu „Obcy” zwłaszcza po tym, gdy agent Cruz pokazał Lee i innym badaczom powód dla którego ich tam ściągnął.
Później całe szczęście jest już lepiej. Przedstawicielem władzy, który przybył po panią doktor jest nie mówiący całej prawdy i jednocześnie wzbudzający sympatię agent Cruz. Dosłownie porywa Lee z jej stanowiska pracy aby zabrać ją do bardzo tajnej podwodnej bazy. Rysunki Murphy'ego dopiero w podwodnych scenach pokazują pazur, gdzie zabawa światłocieniem świetnie obrazuje chłód i izolację bazy a jednocześnie ogromną przestrzeń w ujęciach na zewnątrz. Stonowane kolory przywodzą na myśl trochę klimat z filmu „Obcy” zwłaszcza po tym, gdy agent Cruz pokazał Lee i innym badaczom powód dla którego ich tam ściągnął.
Okazuje się że w mrocznych głębinach odkryto istotę, która nie wiadomo do końca czym jest. Wydaje dźwięki podobne do wielorybów, tylko bardziej intensywne a wygląda jak bardzo wrogo nastawiona syrena. Czym jest to stworzenie i jak to możliwe, że odkryliśmy je dopiero teraz? Tego mają się dowiedzieć Marin, Meeks, Bob i Lee.
Niestety nie będą mieli na to szansy, ponieważ jedyny egzemplarz czegoś co spokojnie mogłoby być najemnikiem Neptuna ucieka. Nagle cała baza zostaje zaatakowana przez te stworzenia i badacze muszą się ewakuować. Świetnym motywem jest toksyna wydzielana przez podwodne stwory, która na każdego ma nieco inny wpływ, zupełnie jak jakiś bardzo silny narkotyk. Kilkukrotnie z realnego świata kolejne kadry przenoszą nas do wizji danej osoby w płynny sposób. Najbardziej zapadła mi w pamięci ramka z Meeksem, który jest wyrafinowanym kłusownikiem, a pod wpływem toksyny widzimy go siadającego do stołu na którym znajduje się biały delfin...
Komiks podzielony jest na dwie części, druga dziejąca się dwieście lat później, pokazuje jak świat zmienił się po incydencie w którym brali udział bohaterowie pierwszego rozdziału opowieści. Tamten atak był tylko początkiem, okazało się, że stworów z głębin jest o wiele więcej i wywołując ogromne wiry zmieniły prądy oceaniczne zalewając większość miast położonych u wybrzeży.
Bohaterką drugiej części „Przebudzenia” jest niejaka Leeward, która żyje we wraku samolotu badając i polując na syreny. Jej najlepszym przyjacielem jest delfin, który pomaga jej zdobywać głowy wrogich stworzeń aby sprzedawać je w celu pozyskania toksyny, która wśród ludzi stała się popularnym narkotykiem.
Świat bardzo się zmienił, ludzie próbują sobie radzić na wszelkie sposoby w walce z potworami z głębin. Część cofnęła się w głąb lądów, powstał problem z dostępem do czystej wody a USA zamieniło orła na żurawia jako swój symbol. Leeward drąży temat legendy, która mówi o przekazie z głębin, który może uratować ludzkość, jednak gdy w końcu trafia na jego ślad, zostaje aresztowana przez wojsko na nielegalną działalność.
Świat po wodnej apokalipsie jest spowity zachodzącym słońcem i ma duże pokłady możliwości na załapanie się na awanturniczą przygodę. Hej, w końcu znów istnieją piraci!
Sean Murphy bardzo umiejętnie przedstawił swoimi rysunkami świat, który w pewnych aspektach technologicznych jest bardziej zaawansowany od naszego a jednocześnie nie jest to high endowe El Dorado. To bardziej świat, w którym zdolny i kreatywny inżynier znaczy więcej niż jakikolwiek przedstawiciel władzy. Określiłbym różnicę pomiędzy pierwszą a drugą częścią „Przebudzenia” jak przeskok z trylogii prequeli „Gwiezdnych Wojen” do klasycznej trylogii pod względem technologicznym.
Historia opowiedziana w „Przebudzeniu” jest ciekawa i dobrze opowiedziana, bohaterowie poza pewnymi kliszami są w pełni akceptowalni. Można się przyczepić jedynie do niektórych zwrotów fabularnych, jak np. to gdy w pierwszej części Meeks, dopiero stojąc pod murem oferuje całej ekipie ratunek swoim prywatnym statkiem, o którym mało kto wiedział. Czyli utrzymanie jego „domku na drzewie” w tajemnicy było dla niego ważniejsze nawet w obliczu śmierci? Jeny, nawet nie chcę wiedzieć co on tam trzymał.
Rysunki są świetne, tak samo jak kolory, szkoda tylko, że jest naprawdę mało dużych kadrów, które miałyby ogromny potencjał. Te, które trafiły do komiksu są świetne i uważam, że brakuje spojrzenia na zalany świat z nieco szerszej perspektywy.
Poza tym, komiks jest trochę zbyt drogi jak na mój gust. Swój egzemplarz dostałem z niemal oderwaną tylną okładką, więc coś tu jest raczej nie tak. Za 79 zł okładka powinna być ze stali.
Szymon Szeliski
Niestety nie będą mieli na to szansy, ponieważ jedyny egzemplarz czegoś co spokojnie mogłoby być najemnikiem Neptuna ucieka. Nagle cała baza zostaje zaatakowana przez te stworzenia i badacze muszą się ewakuować. Świetnym motywem jest toksyna wydzielana przez podwodne stwory, która na każdego ma nieco inny wpływ, zupełnie jak jakiś bardzo silny narkotyk. Kilkukrotnie z realnego świata kolejne kadry przenoszą nas do wizji danej osoby w płynny sposób. Najbardziej zapadła mi w pamięci ramka z Meeksem, który jest wyrafinowanym kłusownikiem, a pod wpływem toksyny widzimy go siadającego do stołu na którym znajduje się biały delfin...
Komiks podzielony jest na dwie części, druga dziejąca się dwieście lat później, pokazuje jak świat zmienił się po incydencie w którym brali udział bohaterowie pierwszego rozdziału opowieści. Tamten atak był tylko początkiem, okazało się, że stworów z głębin jest o wiele więcej i wywołując ogromne wiry zmieniły prądy oceaniczne zalewając większość miast położonych u wybrzeży.
Bohaterką drugiej części „Przebudzenia” jest niejaka Leeward, która żyje we wraku samolotu badając i polując na syreny. Jej najlepszym przyjacielem jest delfin, który pomaga jej zdobywać głowy wrogich stworzeń aby sprzedawać je w celu pozyskania toksyny, która wśród ludzi stała się popularnym narkotykiem.
Świat bardzo się zmienił, ludzie próbują sobie radzić na wszelkie sposoby w walce z potworami z głębin. Część cofnęła się w głąb lądów, powstał problem z dostępem do czystej wody a USA zamieniło orła na żurawia jako swój symbol. Leeward drąży temat legendy, która mówi o przekazie z głębin, który może uratować ludzkość, jednak gdy w końcu trafia na jego ślad, zostaje aresztowana przez wojsko na nielegalną działalność.
Świat po wodnej apokalipsie jest spowity zachodzącym słońcem i ma duże pokłady możliwości na załapanie się na awanturniczą przygodę. Hej, w końcu znów istnieją piraci!
Sean Murphy bardzo umiejętnie przedstawił swoimi rysunkami świat, który w pewnych aspektach technologicznych jest bardziej zaawansowany od naszego a jednocześnie nie jest to high endowe El Dorado. To bardziej świat, w którym zdolny i kreatywny inżynier znaczy więcej niż jakikolwiek przedstawiciel władzy. Określiłbym różnicę pomiędzy pierwszą a drugą częścią „Przebudzenia” jak przeskok z trylogii prequeli „Gwiezdnych Wojen” do klasycznej trylogii pod względem technologicznym.
Historia opowiedziana w „Przebudzeniu” jest ciekawa i dobrze opowiedziana, bohaterowie poza pewnymi kliszami są w pełni akceptowalni. Można się przyczepić jedynie do niektórych zwrotów fabularnych, jak np. to gdy w pierwszej części Meeks, dopiero stojąc pod murem oferuje całej ekipie ratunek swoim prywatnym statkiem, o którym mało kto wiedział. Czyli utrzymanie jego „domku na drzewie” w tajemnicy było dla niego ważniejsze nawet w obliczu śmierci? Jeny, nawet nie chcę wiedzieć co on tam trzymał.
Rysunki są świetne, tak samo jak kolory, szkoda tylko, że jest naprawdę mało dużych kadrów, które miałyby ogromny potencjał. Te, które trafiły do komiksu są świetne i uważam, że brakuje spojrzenia na zalany świat z nieco szerszej perspektywy.
Poza tym, komiks jest trochę zbyt drogi jak na mój gust. Swój egzemplarz dostałem z niemal oderwaną tylną okładką, więc coś tu jest raczej nie tak. Za 79 zł okładka powinna być ze stali.
Szymon Szeliski