Losy tego filmu są zakręcone niemal jak sama historia w nim opowiedziana. Gdy scenariusz został wykradziony i opublikowany w sieci, Tarantino ogłosił, że porzuca projekt. Jest to zrozumiałe, w końcu jest to reżyser, który lubi widza zaskakiwać, a dokonać takiej sztuki ze scenariuszem krążącym w odmętach Internetu byłoby niezmiernie trudno. Po pewnym czasie mistrz stwierdza, że jego dzieło można, poprawić, zmienić i w ostatecznym rozrachunku – zrealizować. Tak w bólach narodziła się Nienawistna ósemka.
Dziki zachód na tyle spodobał się widzom w Django (jak na razie jest to najbardziej dochodowy film w dorobku reżysera), że kolejny, ósmy już (zbieg okoliczności?) film Quentina Tarantino również pozostaje przy realiach pełnych strzelanin, koni i rozległych dzikich terenów. Tym razem, dostajemy dzikość w wersji zimowej. Film był kręcony w stanie Kolorado w USA, dzięki czemu dostajemy kilka naprawdę pięknych ujęć z przykrytych śniegiem gór, lasów i połaci „ziemi niczyjej”, która gra dziki zachód. Trzeba jednak przyznać, że owa dzikość rozgrywa się głównie poprzez charaktery i sposób bycia tytułowej ósemki, a nie poprzez naturę świata, w którym żyją – ten sparaliżowany jest ogromną śnieżycą.
Film posiada wszelkie znaki charakterystyczne stylu tarantinowskiego kina, jego fani zdecydowanie nie będą więc rozczarowani. Siłą filmu i napędem fabuły, są jak zwykle dialogi, które same w sobie są bardzo dobrze napisane, a gdy dodamy do tego wspaniałą obsadę – otrzymamy rewelacyjne, pełnokrwiste postacie. Cała obsada wypadała bardzo dobrze, na równym poziomie do tego stopnia, że ciężko mi kogokolwiek wyróżnić. Napiszę jedynie, że najbardziej spodobała mi się grana przez Jennifer Jason Leigh postać Daisy Domergue. Nieznośna psotnica znajdująca się poza prawem z czarnym jak smoła poczuciem humoru i bardzo dużą odpornością na ból.
Sama historia rozwija się w nieśpiesznym tempie i długo niedane jest widzowi poznać jej sedno. Nie jest to jednak droga nudna czy dłużąca się, ponieważ Quentin Tarantino wie, co robi i przygotował dla nas serię atrakcji. Piękne zdjęcia w otwartych lokacjach, świetna charakteryzacja, stylizacje językowe, echa wojny domowej czy niezbyt uzasadniona przemoc, która mnie osobiście zawsze śmieszy, to fajne dodatki w drodze do emocjonującego finału.
W sumie, z jakiej strony, by nie spojrzeć na Nienawistną ósemkę, ciężko znaleźć tutaj jakiś słaby element. Muzykę do filmu stworzył legendarny kompozytor Ennio Morricone i jego twórczość doskonale uzupełnia i nadaje charakter temu filmowi. Tarantino nie mógł wybrać lepiej.
Sama historia rozwija się w nieśpiesznym tempie i długo niedane jest widzowi poznać jej sedno. Nie jest to jednak droga nudna czy dłużąca się, ponieważ Quentin Tarantino wie, co robi i przygotował dla nas serię atrakcji. Piękne zdjęcia w otwartych lokacjach, świetna charakteryzacja, stylizacje językowe, echa wojny domowej czy niezbyt uzasadniona przemoc, która mnie osobiście zawsze śmieszy, to fajne dodatki w drodze do emocjonującego finału.
W sumie, z jakiej strony, by nie spojrzeć na Nienawistną ósemkę, ciężko znaleźć tutaj jakiś słaby element. Muzykę do filmu stworzył legendarny kompozytor Ennio Morricone i jego twórczość doskonale uzupełnia i nadaje charakter temu filmowi. Tarantino nie mógł wybrać lepiej.
Czytałem trochę opinii o filmie w Internecie i spora grupa odbiorców oburza się, że film jest zbyt brutalny, nawet jak na Tarantino. Jako jego wierny fan od lat, nie potwierdzam tych doniesień i zastanawiam się tylko, czego ci ludzie się spodziewali. Podejrzewam, że całość rozbija się o sceny z eksplodującymi głowami. Cóż, raz, że podobna, może nieco mniej brutalna scena była na końcu Death Proof, a dwa – to Tarantino, do jasnej cholery, czego się spodziewaliście?
Można się przyczepić, że struktura fabularna Nienawistnej ósemki w dużej mierze przypomina Wściekłe psy i uważam, że nie jest to zupełnie bezpodstawny zarzut. Była to moja pierwsza myśl, po skończeniu filmu, a głosy z widowni utwierdziły mnie w słuszności takiego przekonania. Czyżby Tarantino zaczął zjadać swój własny ogon i dał się zapędzić w popkulturowy róg, eksplorując stylistyczną niszę, którą od lat niezmierne podąża do tego stopnia, że tak naprawdę nie stworzy nic już zupełnie nowego i świeżego? Oby nie, mam szczerą nadzieję, na jakiś nietypowy, jak na tego reżysera projekt – film science fiction lub horror w zupełności by mnie zadowoliły.
Można się przyczepić, że struktura fabularna Nienawistnej ósemki w dużej mierze przypomina Wściekłe psy i uważam, że nie jest to zupełnie bezpodstawny zarzut. Była to moja pierwsza myśl, po skończeniu filmu, a głosy z widowni utwierdziły mnie w słuszności takiego przekonania. Czyżby Tarantino zaczął zjadać swój własny ogon i dał się zapędzić w popkulturowy róg, eksplorując stylistyczną niszę, którą od lat niezmierne podąża do tego stopnia, że tak naprawdę nie stworzy nic już zupełnie nowego i świeżego? Oby nie, mam szczerą nadzieję, na jakiś nietypowy, jak na tego reżysera projekt – film science fiction lub horror w zupełności by mnie zadowoliły.
Szymon Szeliski