Mam wrażenie, że kino przygodowe znajduje się w lekkim dołku. Dawno nie obejrzałem filmu, który zafundowałby mi udział w przygodzie, która sprawiłaby mi naprawdę dużą przyjemność. Myślę, że sporą część rynku „ukradły” filmy dla nastolatków takie jak Igrzyska śmierci, a to nie do końca to, czego oczekuję. Miałkie rodzinne papki tym bardziej do mnie nie przemawiają. Całe szczęście jest Kubo i jego dwie (a właściwie trzy) struny.
Nawet pomimo oczywistego faktu, że Kubo i dwie struny to animacja, które bardzo często są niedoceniane (i tak pewnie też niestety będzie w tym przypadku), uważam, że jest to jedna z lepszych produkcji tego roku.
Kubo i dwie struny to techniczny majstersztyk studia Laika, które dosłownie uprawia magię na oczach widza. W świecie, gdzie kolejna film serii Epoka lodowcowa powstaje właściwie nie wiadomo dlaczego a i tak się sprzedaje, podjęcie decyzji o stworzeniu tradycyjnej animacji w minimalnym stopniu wspieranej komputerowymi efektami specjalnymi, jest bardzo odważna. Całe szczęście opłaciło się – trud i ogrom pracy włożone w produkcję Kubo przyniósł nam niesamowite wizualnie światy, ciekawych bohaterów i piękno w najczystszej postaci. Przez cały seans jest na czym zawiesić oko, więc jeśli musisz mrugnąć zrób to teraz.
Sporo do zaoferowania ma także warstwa dźwiękowa tej wybitnej animacji. Tytułowy bohater jest bardzo muzykalny i nosi ze sobą mandolinę (tak mi się przynajmniej wydaje, że jest to mandolina) a przy jej pomocy tworzy wspaniałe muzyczne światy cieszące uszy i jego zaczarowane figurki origami. Klimat dalekiego wschodu bije z każdego dźwięku, wzmaga doznania widza i tworzy wspaniałą atmosferę świata pełnego przygód, niesamowitych postaci, demonów i głębi. Wszechobecne są tutaj dźwięku fletu, bębnów i owego strunowego instrumentu, który na przekór tytułowi, przez większość czasu, wcale nie ma dwóch a trzy struny.
Przyznam, że w trakcie oglądania głowiłem się nad tym faktem, czemu oglądam Kubo i dwie struny, a nie Kubo i trzy struny, a gdy całość została wyjaśniona fabularnie wszystko stało się jasne w bardzo satysfakcjonujący sposób.
Sporo do zaoferowania ma także warstwa dźwiękowa tej wybitnej animacji. Tytułowy bohater jest bardzo muzykalny i nosi ze sobą mandolinę (tak mi się przynajmniej wydaje, że jest to mandolina) a przy jej pomocy tworzy wspaniałe muzyczne światy cieszące uszy i jego zaczarowane figurki origami. Klimat dalekiego wschodu bije z każdego dźwięku, wzmaga doznania widza i tworzy wspaniałą atmosferę świata pełnego przygód, niesamowitych postaci, demonów i głębi. Wszechobecne są tutaj dźwięku fletu, bębnów i owego strunowego instrumentu, który na przekór tytułowi, przez większość czasu, wcale nie ma dwóch a trzy struny.
Przyznam, że w trakcie oglądania głowiłem się nad tym faktem, czemu oglądam Kubo i dwie struny, a nie Kubo i trzy struny, a gdy całość została wyjaśniona fabularnie wszystko stało się jasne w bardzo satysfakcjonujący sposób.
No właśnie, fabuła to kolejny mocny element Kubo i dwóch strun – jest to historia rozbitej rodziny, skrzywdzonej przez rządzę jednego z jej członków. Mały Kubo postanawia naprawić tę sytuację poprzez odnalezienie niezwykłej zbroi swojego ojca, wielkiego wojownika, który oddał życie w obronie syna. Brzmi przesadnie podniośle, jednak wcale takie nie jest. Twórcy umiejętnie pociągają nomen omen, za odpowiednie struny, aby wzbudzić w widzu prawdziwe emocje, a poprzez odpowiednią kreację bohaterów, stają się oni niemal naszymi przyjaciółmi, którym mocno kibicujemy.
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, animacje z głównego nurtu przyzwyczaiły nas do sporej ilości poczucia humoru w ich ramach. Kubo i dwie struny nieco odbiega od tej formuły i chociaż trailer pełen jest zabawnych gagów, to cała produkcja ma o wiele bardziej melancholijni i słodko – gorzki posmak. Poczucie humoru to głównie sytuacyjne żarty postaci Żuka, który jest przeciwwagą dla niemal śmiertelnie poważnej i nieco wrednej Małpy. Towarzysze przygody Kubo świetnie się uzupełniają i tworzą z chłopcem świetną drużynę, której poczynania ogląda się z przyjemnością.
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, animacje z głównego nurtu przyzwyczaiły nas do sporej ilości poczucia humoru w ich ramach. Kubo i dwie struny nieco odbiega od tej formuły i chociaż trailer pełen jest zabawnych gagów, to cała produkcja ma o wiele bardziej melancholijni i słodko – gorzki posmak. Poczucie humoru to głównie sytuacyjne żarty postaci Żuka, który jest przeciwwagą dla niemal śmiertelnie poważnej i nieco wrednej Małpy. Towarzysze przygody Kubo świetnie się uzupełniają i tworzą z chłopcem świetną drużynę, której poczynania ogląda się z przyjemnością.
Niestety nie wypowiem się na temat polskiej wersji dubbingu – mogę to jednak zrobić z wersją anglojęzyczną. Imponująca obsada w postaciach Charlize Theron w roli Małpy, Matthew MaConaughey jako Żuk, Ralph Fiennes i Rooney Mara dała imponujące efekty. Wszystkie głosy zostały świetne dobrane, nawet Matthew MaConaughey nie „świszcze” zbyt wiele (jak na siebie, oczywiście). W chwili kiedy piszę te słowa, do premiery Kubo w Polsce zostały jeszcze ponad dwa miesiące więc nagrania polskiej wersji zapewne jeszcze trwają. Na pewno taka animacja jak Kubo i dwie struny daje spore pole do popisu a po polskiej wersji trailera wydaje mi się, że gdybym miał wybór pomiędzy polską a angielską wersję, zastanawiałbym się co wybrać.
Polecam bardzo mocno tę animację, jako przeciwwagę dla animacji zabawnych, ale pustych jak wydmuszka. W Kubo można znaleźć wielką przygodę, emocje, piękną oprawę wizualną, idealną dawkę poczucia humoru, a to wszystko przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej.
Polecam bardzo mocno tę animację, jako przeciwwagę dla animacji zabawnych, ale pustych jak wydmuszka. W Kubo można znaleźć wielką przygodę, emocje, piękną oprawę wizualną, idealną dawkę poczucia humoru, a to wszystko przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej.
Szymon Szeliski