Fabuła skupia się na Rachel, która dwa razy dziennie przemierza tę samą trasę pociągiem i obserwuje domy wzdłuż niej. Upodobała sobie zwłaszcza jeden dom, zamieszkany przez szczęśliwe na pierwszy rzut oka małżeństwo. Po pewnym czasie żona z owego domu ginie w niewyjaśnionych okolicznościach a Rachel postanawia poszukiwać prawdy o tym, co się z nią stało, co będzie utrudniać jej choroba, zaniki pamięci, a także były mąż i właściwie wszyscy dookoła.
Na pewnej płaszczyźnie pierwsze 30 minut filmu można porównać do rewelacyjnej Zaginionej dziewczyny Finchera, jednak nie będzie to porównanie korzystne dla filmu z Emily Blunt w roli głównej.
Jak na thriller psychologiczny, zabrakło mi w filmie wyrazistych teł muzycznych obrazujących w jakikolwiek sposób ekranową akcję lub wyrażającą emocje bohaterów. Szczerze, muzyka tak słabo zapadła mi w pamięci, że po wyjściu z kina zastanawiałem się, czy jakaś w ogóle przygrywała. Na tym polu na pewno zostało sporo niewykorzystanego potencjału.
Czy warto wybrać się do kina? Raczej nie, ale kiedyś przy okazji można obejrzeć ze swoją drugą połówką i przy co bardziej patologicznych scenach rzucać komentarz typu „ty to nie masz ze mną tak źle”.