Pamiętam, kiedy na studiach dziennikarskich nasz wykładowca z dziennikarstwa śledczego opowiadał o Woodwardzie i Bernsteinie jak o bogach. W sumie nie ma co się dziwić, dwa żółtodzioby przewróciły demokrację do góry nogami, a Washington Post pokazał klasę broniąc ich do końca. Oczywiście wysyp filmów o aferze Watergate był tylko kwestią czasu, a najbardziej znanym obrazem o tej tematyce został właśnie Wszyscy Ludzie Prezydenta.
Do zagrania bohaterów całej afery zaproszono dwóch amerykańskich playbojów, Roberta Redforda oraz Dustina Hoffmana. Dziś starsi panowie już nie przypominają tych przystojnych mężczyzn z lat 70-tych, jednak w filmie naprawdę robią wrażenie. Jednocześnie, obaj aktorzy są całkiem podobni do swoich pierwowzorów.
Watergate to afera, która już na zawsze wpisała się w ramy historyczne i ciężko o wydarzenia, które by ją przebiły. Nawet Snowden i opublikowane przez niego tajne informacje CIA nie doprowadziły do obalenia rządu amerykańskiego. W sumie nie doprowadziły do niczego, poza wzmożoną aktywnością na facebooku i może kilkoma nieprzespanymi nocami Obamy? Teraz Snowden, tak jak Assange musi się ukrywać i my wszyscy o tym wiemy, ale nic się nie dzieje.
Sam film nakręcony jest świetnie, chociaż osoby które nie interesują się specjalnie historią Stanów Zjednoczonych mogą poczuć się przytłoczone – ilość nazwisk bije na głowę brazylijskie telenowele. Widz uczestniczy w śledztwie dziennikarskim od początku do końca. Mogłoby się wydawać, że zwykłe rozmowy telefoniczne czy chodzenie od domu do domu jest nudne. Ale towarzysząc Woodwardowi i Bernsteinowi nawet przeglądanie kart bibliotecznych trzyma w napięciu.
Jako pokolenie internetu co jakiś czas nachodziła mnie refleksja, że gdyby panowie byli wyposażeni w komputery, rozszyfrowanie afery zajęłoby kilka minut. Jednak do tych czasów jeszcze daleko, a dziennikarze po nocach pisali swoje artykuły na niezwykle głośnych maszynach do pisania.
Pomimo faktu, że film ma już dobre 40 lat, obraz się broni. Oczywiście, teraz niektóre sceny zostałyby pewnie nakręcone zupełnie inaczej i może akcja byłaby bardziej wartka, ale ja właśnie lubię to w starszych filmach - nigdzie im się nie spieszy. I o dziwo takie filmy się nie dłużą. Za to widz ma czas na spokojne zapoznanie się z fabułą, poczucie presji dziennikarzy i niebezpieczeństwa w jakim się znaleźli. Naprawdę, jestem pod wrażeniem ich odwagi i uporu. Chociaż ciężko nie odnieść wrażenia, że po części wiązał się po prostu z lekkomyślnością.
To, że Woodward i Bernstein nie zostali w magiczny sposób sprzątnięci, do dziś mnie zastanawia. Może Nixon nie docenił ich potencjału? Może był zbyt pewny siebie i swojej władzy? Jak widać, nie powinno się umniejszać roli dziennikarstwa, nie powinno się umniejszać roli prawdy, która jakimś cudem zawsze wypłynie. Ale to, co z tą prawdą zostanie zrobione, pozostaje już w rękach obywateli.
Sam film nakręcony jest świetnie, chociaż osoby które nie interesują się specjalnie historią Stanów Zjednoczonych mogą poczuć się przytłoczone – ilość nazwisk bije na głowę brazylijskie telenowele. Widz uczestniczy w śledztwie dziennikarskim od początku do końca. Mogłoby się wydawać, że zwykłe rozmowy telefoniczne czy chodzenie od domu do domu jest nudne. Ale towarzysząc Woodwardowi i Bernsteinowi nawet przeglądanie kart bibliotecznych trzyma w napięciu.
Jako pokolenie internetu co jakiś czas nachodziła mnie refleksja, że gdyby panowie byli wyposażeni w komputery, rozszyfrowanie afery zajęłoby kilka minut. Jednak do tych czasów jeszcze daleko, a dziennikarze po nocach pisali swoje artykuły na niezwykle głośnych maszynach do pisania.
Pomimo faktu, że film ma już dobre 40 lat, obraz się broni. Oczywiście, teraz niektóre sceny zostałyby pewnie nakręcone zupełnie inaczej i może akcja byłaby bardziej wartka, ale ja właśnie lubię to w starszych filmach - nigdzie im się nie spieszy. I o dziwo takie filmy się nie dłużą. Za to widz ma czas na spokojne zapoznanie się z fabułą, poczucie presji dziennikarzy i niebezpieczeństwa w jakim się znaleźli. Naprawdę, jestem pod wrażeniem ich odwagi i uporu. Chociaż ciężko nie odnieść wrażenia, że po części wiązał się po prostu z lekkomyślnością.
To, że Woodward i Bernstein nie zostali w magiczny sposób sprzątnięci, do dziś mnie zastanawia. Może Nixon nie docenił ich potencjału? Może był zbyt pewny siebie i swojej władzy? Jak widać, nie powinno się umniejszać roli dziennikarstwa, nie powinno się umniejszać roli prawdy, która jakimś cudem zawsze wypłynie. Ale to, co z tą prawdą zostanie zrobione, pozostaje już w rękach obywateli.
Agata Hudomięt