Efekty specjalne są całkiem niezłe, chociaż zdecydowanie nie jest to nowa jakość czy jakaś wizualna orgia. Zresztą, naprawdę efektownych scen jest tutaj jak na lekarstwo. Jeśli w przypadku pierwszej części można było traktować to jako część tajemnicy, jaką było istnienie labiryntu i obecności tam ludzi, tak w Próbach ognia wygląda to po prostu na próbę zaoszczędzenia pieniędzy. Nie wiem jak wy, ale ja nie lubię, gdy studia filmowe próbują na mnie zaoszczędzić, zwłaszcza że ceny biletów do kina nie należą do najniższych.
To co zagrało w filmie Wes'a Ball'a, to poczucie zaszczucia i ciągły niepokój, a w kilku miejscach nawet groza. Muszę przyznać, że na seansie zdarzyło mi się dwa razy podskoczyć na fotelu (no dobra, raz tylko drgnęła mi noga).
Ekipa młodych aktorów również dała radę, czuć, że są ze sobą zżyci i dobrze im się ze sobą pracuje. W takim filmie nie ma miejsca na wielkie aktorstwo, jednak od tej strony, w tym filmie, jako typowym przedstawicielu kina dystopijnego dla nastolatków, nie ma się do czego przyczepić.
W ogólnym rozrachunku Więzień labiryntu: Próby ognia, to bardzo przeciętna kontynuacja, marnotrawiąca potencjał pierwszej części. Niekończąca się bieganina, nawet najbardziej efektowna może znużyć, zwłaszcza, że nie zostało to zrównoważone wciągającą fabułą. Całość jest bardzo poprawna, jednak oczekiwałem czegoś więcej.