Po obejrzeniu Blair Witch Project dość długo czułem pewien niepokój wchodząc do lasu. Ten film bardzo umiejętnie straszył tym, czego nie pokazywał, odwołując się do wyobraźni widza i jego wewnętrznych lęków. Wcześniej większość wiedźm w filmach, które oglądałem, były raczej przerysowaną i karykaturalną interpretacją mitów na temat tych istot. W zestawieniu z wytworzoną przez mój umysł pokrętną staruchą nie miały szans w walce o moje koszmary. Teraz do gry wkroczyła nowa sługuska szatana, prosto z filmu The Witch w reżyserii Roberta Eggersa
Przyznam, że The Witch mnie przestraszył, zaniepokoił, zafascynował i przytłoczył swoim klimatem. Historia bogobojnych Williama i Katherine i piątki ich dzieci została opowiedziana w bezlitośnie naturalistyczny sposób, chociaż poruszana tematyka nie zalicza się raczej jako część znanego i zbadanego świata. Ich życie, doskonale obrazuje powiedzenie „biednemu zawsze wiatr w oczy wieje”, tyle że w tym wypadku mamy do czynienia z bolesną egzystencjalną wichurą burzącą podwaliny rodzinnych więzi i powodującą kryzys za kryzysem. Dramat to chleb powszedni w tym filmie, a na dokładkę dostajemy odpowiednią dozę horroru, serwowanego w bardzo wykwintny sposób.
Ponura stylistyka i wylewająca się z ekranu szarówka potrafią przytłoczyć swym ciężarem. Wrażenie to zostaje podbite jeszcze przez statyczną i nieśpieszną pracę kamery, tworzącej tak samo piękne, jak i niepokojące obrazy. Dużo tutaj wielowymiarowych planów, świetnych ujęć i zaskakująco wiele pokrętnego piękna w lesie, w którym zamieszkała feralna rodzina. Zdjęcia idealnie oddają atmosferę niepokoju, grozę i strach wlewający się do serc i duszy kolejnych członków rodziny. Wszystko to jest podane w nieśpiesznym tempie, tak, aby widz mógł niemal upajać się własnym strachem. Uważam, że to, co się dokonało w tym filmie to kwintesencja horroru i za to należą się twórcom ogromne brawa.
Jakby tego było mało, uważam, że już sama strona dźwiękowa filmu może przyprawić co niektórych o szybsze bicia serca. Przygotuj się na całą skalę przeraźliwych skrzypiących, przeciąganych w nieskończoność dźwięków, wypełnionych w tle niezidentyfikowanymi stuknięciami, szuraniem i nie wiadomo czym jeszcze. Praca dźwiękowca przy tym filmie musiała być bardzo kreatywnym zajęciem, które najprawdopodobniej zostało okupione zaprzedaniem duszy poprzez podpisanie cyrografu.
Jakby tego było mało, uważam, że już sama strona dźwiękowa filmu może przyprawić co niektórych o szybsze bicia serca. Przygotuj się na całą skalę przeraźliwych skrzypiących, przeciąganych w nieskończoność dźwięków, wypełnionych w tle niezidentyfikowanymi stuknięciami, szuraniem i nie wiadomo czym jeszcze. Praca dźwiękowca przy tym filmie musiała być bardzo kreatywnym zajęciem, które najprawdopodobniej zostało okupione zaprzedaniem duszy poprzez podpisanie cyrografu.
Rewelacyjnie spisała się też obsada, każdy zagrał swoje role doskonale, odnajdując w swoich postaciach uczucia prawdziwe i piękne, a jednocześnie zarażone niepokojem, klątwą. Wraz z rozwojem wydarzeń doprowadza to do dekompozycji czegoś, co wydawałoby się niemal niezniszczalne – więzy rodzinne słabną, postacie uginają się pod ciężarem nieszczęść, a aktorzy, niczym wzorcowe przekaźniki, swoją grą obrazują to widzom. Coś pięknego. Największe brawa zdecydowanie należą się nieletniej części obsady, której praca na planie w swej jakości nawet trochę nie odstaje od wysiłku włożonego w odegranie poszczególnych ról przez ich starszych kolegów.
Może ta recenzja zacznie brzmieć niczym zacięta płyta, ale nie mogę przestać chwalić poszczególnych aspektów The Witch. Tak jak wspomniałem w poprzednim akapicie, obsada spisała się na medal, ale ciężkim niedopatrzeniem byłoby nie wspomnieć, że zrobili to rewelacyjnie ubrani! Horror kostiumowy wydaje się specyficznym gatunkiem, ale chyba naprawdę go polubię (ostatnio Crimson Peak, teraz The Witch). Stroje i scenografia to jedne z większych sił tej produkcji. Zrealizowane zostały na tyle dobrze i umiejętnie, że nie wybijają się zbytnio na pierwszy plan, widać w nich jednak niesamowitą pieczołowitość w wykonaniu i przywiązanie do szczegółów, przy jednoczesnym ustąpieniu drogi dla świetnie napisanego scenariusza, który gra tutaj pierwsze skrzypce.
Jeśli lubisz się bać i akurat masz noc, w którą nie musisz spać, The Witch jest seansem obowiązkowym.
Może ta recenzja zacznie brzmieć niczym zacięta płyta, ale nie mogę przestać chwalić poszczególnych aspektów The Witch. Tak jak wspomniałem w poprzednim akapicie, obsada spisała się na medal, ale ciężkim niedopatrzeniem byłoby nie wspomnieć, że zrobili to rewelacyjnie ubrani! Horror kostiumowy wydaje się specyficznym gatunkiem, ale chyba naprawdę go polubię (ostatnio Crimson Peak, teraz The Witch). Stroje i scenografia to jedne z większych sił tej produkcji. Zrealizowane zostały na tyle dobrze i umiejętnie, że nie wybijają się zbytnio na pierwszy plan, widać w nich jednak niesamowitą pieczołowitość w wykonaniu i przywiązanie do szczegółów, przy jednoczesnym ustąpieniu drogi dla świetnie napisanego scenariusza, który gra tutaj pierwsze skrzypce.
Jeśli lubisz się bać i akurat masz noc, w którą nie musisz spać, The Witch jest seansem obowiązkowym.
Szymon Szeliski