Temat przykrego problemu molestowań seksualnych dzieci przez kler powraca na forum publiczne niczym bumerang. Wydaje się, że to bitwa Dawida z Goliatem i osobiście, szczerzę liczę na to, że jej wynik będzie dla stręczycieli niekorzystny a konsekwencje jak najbardziej dotkliwe – adekwatnie do wyrządzonych krzywd. W Internecie słychać wiele głosów, że tematyka filmu Spotlight jest kontrowersyjna. Zgodzę się z tym tylko częściowo. Dlaczego? Zapraszam do recenzji.
Kościół ma niesamowitą władzę i całe zastępy dusz, wybacza mu się w moim odczuciu zbyt wiele. Jak na instytucję, której teoretyczne założenia są zupełnie inne, niż mordowanie w imię Boga (krucjaty), opływanie w luksusy (kto był w Watykanie lub Licheniu, ten wie) czy molestowanie dzieci – nadal radzi sobie wyśmienicie. Liczę, że Spotlight, będzie liczącą się cegiełką lub nawet cegłą rzuconą w witraż, która obudzi ludzi i sprawi, że dostrzegą błędne koło krzywd, toczone Bóg jeden wie od jak dawna. Dla mnie nie jest to temat kontrowersyjny – jest to temat potrzebny. Ofiary molestowania nie potrzebują kontrowersji, tylko pomocy.
Film ogląda się jak rasowy thriller, oparty na autentycznych wydarzeniach sprzed trochę ponad dekady, gdy dziennikarze śledczy The Boston Globe wpadli na ślady tuszowania przypadków molestowań seksualnych przez księży. Teoretycznie nie dzieje się tutaj zbyt wiele, nie ma efektownych scen akcji czy innych wizualnych doznań znanych z wysokobudżetowych letnich hitów. Fabuła została jednak poprowadzona w taki sposób, że widz czuje się w nią niemal osobiście zaangażowany a jest to doznanie o wiele bardziej zbliżające odbiorcę do oglądanego filmu i jego bohaterów niż najlepszy, ale jednak tylko, efekt specjalny. Gdy scenariusz pisze życie, nominajcja do Oscara jest gwarantowana.
Film ogląda się jak rasowy thriller, oparty na autentycznych wydarzeniach sprzed trochę ponad dekady, gdy dziennikarze śledczy The Boston Globe wpadli na ślady tuszowania przypadków molestowań seksualnych przez księży. Teoretycznie nie dzieje się tutaj zbyt wiele, nie ma efektownych scen akcji czy innych wizualnych doznań znanych z wysokobudżetowych letnich hitów. Fabuła została jednak poprowadzona w taki sposób, że widz czuje się w nią niemal osobiście zaangażowany a jest to doznanie o wiele bardziej zbliżające odbiorcę do oglądanego filmu i jego bohaterów niż najlepszy, ale jednak tylko, efekt specjalny. Gdy scenariusz pisze życie, nominajcja do Oscara jest gwarantowana.
Tom McCarthy i Josh Singer stworzyli scenariusz, którego naczelną zasadą wydawałoby się „od nitki do kłębka”. Gdy dziennikarze z działu śledczego dostają zlecenie od nowego naczelnego, aby zbadać sprawę, o której nikt już więcej nie miał zamiaru pisać sami byli zaskoczeni. Ich zaskoczenie wzrasta niemal z każdą sceną, w której odkrywają nowe fakty, poznają nowych świadków i ofiary napastowań i bardzo podobne emocje towarzyszyły mi podczas seansu. Próba odgadnięcia skali zjawiska i kierunku, w którym potoczy się akcja to trzymająca w napięciu zabawa dla lubiących zaangażowane filmy widzów.
Ten film ma wiele pozytywnych punktów, a jednym z najjaśniej świecących jest obsada – Mark Ruffalo potwierdził tutaj swoją klasę, brawurowo wcielając się w chyba najbardziej zdeterminowanego do doprowadzenia sprawy do końca członka Spotlight. Nie jest on jednak samotnym wilkiem, tylko, członkiem bardzo zgranej i doświadczonej ekipy, która wykonując tytaniczną pracę, oddaje hołd zawodowi dziennikarza i spełnia swoją misję w posłudze społeczeństwu. Rewelacyjni Michael Keaton, Rachel McAdams i Liev Schreiber, który jak dla mnie zagrał tutaj rolę życia.
Ten film ma wiele pozytywnych punktów, a jednym z najjaśniej świecących jest obsada – Mark Ruffalo potwierdził tutaj swoją klasę, brawurowo wcielając się w chyba najbardziej zdeterminowanego do doprowadzenia sprawy do końca członka Spotlight. Nie jest on jednak samotnym wilkiem, tylko, członkiem bardzo zgranej i doświadczonej ekipy, która wykonując tytaniczną pracę, oddaje hołd zawodowi dziennikarza i spełnia swoją misję w posłudze społeczeństwu. Rewelacyjni Michael Keaton, Rachel McAdams i Liev Schreiber, który jak dla mnie zagrał tutaj rolę życia.
Takie filmy jak Spotlight są potrzebne, a gdy jeszcze są nakręcone w przemyślany i angażujący sposób, ciężko chcieć czegoś więcej. Nie zabrakło nawet w tym obrazie symbolicznego bicia się w pierś, bo cechą ambitnych dziennikarzy jest to, że twierdzą, że mogli zrobić coś lepiej i/lub wcześniej. Z mojej strony to wszystko, czekam na polski odpowiednik artykułu z The Boston Globe i naprawdę polecam zobaczyć ten film – dopóki można jeszcze kręcić takie rzeczy. Napisy końcowe was przerażą.
Amen.
Amen.
Szymon Szeliski