Gdyby tak chwilę zastanowić się nad tym, jak niewiele czasu dzieli nas od wydarzeń, których skutki są dziś oczywistością, można by stwierdzić, że ludzie nadal nie potrafią uczyć się na własnych błędach. Dzisiejsza demokracja nie ma nic wspólnego z tą, którą stworzyli Grecy, a polityczny twór w którym żyjemy, często ewoluuje w bardzo zaskakujący sposób. Historia rasizmu w USA ma długą i bujną historię, która nadal jest żywa i bolesna.
Martin Luther King dla czarnoskórych jest postacią bardzo ważną, ale powinien być ważny nie tylko dla nich. Selma bierze pod lupę krótki czas jego społecznej walki o prawa wyborcze, skupiając się na próbie organizacji marszu z Selmy do Montgomery w Alabamie. Można krytykować taki zabieg, jednak jestem w stanie zrozumieć też problem filmowców, którzy aby godnie przedstawić wszystkie najważniejsze fakty z życia czarnoskórego aktywisty, musieliby nakręcić film kilkukrotnie dłuższy. Czuć, że Selma była niejako kręcona pod Oscary, a to czy statuetka za utwór Glory, jest zasłużona zostawiam historii do oceny.
Film ma bardzo ładne zdjęcia, jest to jeden z jego mocniejszych punktów. Kolejnym jest oczywiście gra na uczuciach widza, czego nie odbieram jako ciosu poniżej pasa, ponieważ historia która faktycznie działa się około pięćdziesięciu lat temu, ma mocny przekaz i naznaczona jest ludzką tragedią i, o zgrozo, czarno - białymi postaciami. Łza w oku zakręci się nawet największym twardzielom, jednak właściwie brakuje tutaj postaci wykreowanych w porywający sposób. King znany jest ze swoich przemówień, które w filmie wypadają w porządku, ale nie ma w nich dramaturgii ścinającej z nóg.
Reżyserce Avie DuVernay udało się zebrać świetną obsadę na planie Selmy. Tim Roth jako gubernator George Wallace jest po prosu bezbłędny. Jego akcent i gruboskórność względem mniejszości rasowych wzbudzają szczerą niechęć względem jego postaci. Jest to niestety wyjątek w tym filmie, chociaż całości nie oceniłbym surowo. To ciekawa historia z przesłaniem, mówiącym sporo o tym jaka jest natura zwierzęcia zwanego człowiekiem. Film ma bardzo powolną dynamikę, więc osoby które nie lubią skupiać się na dialogach, gdzie dzieje się większość magii tego filmu, mogą śmiało go sobie odpuścić. Zwłaszcza, że Selma trwa ponad dwie godziny. Czym są jednak dwie godziny względem lat niewoli, poniżania i łamania ludzkiego prawa do godnego życia?
Szymon Szeliski
Film ma bardzo ładne zdjęcia, jest to jeden z jego mocniejszych punktów. Kolejnym jest oczywiście gra na uczuciach widza, czego nie odbieram jako ciosu poniżej pasa, ponieważ historia która faktycznie działa się około pięćdziesięciu lat temu, ma mocny przekaz i naznaczona jest ludzką tragedią i, o zgrozo, czarno - białymi postaciami. Łza w oku zakręci się nawet największym twardzielom, jednak właściwie brakuje tutaj postaci wykreowanych w porywający sposób. King znany jest ze swoich przemówień, które w filmie wypadają w porządku, ale nie ma w nich dramaturgii ścinającej z nóg.
Reżyserce Avie DuVernay udało się zebrać świetną obsadę na planie Selmy. Tim Roth jako gubernator George Wallace jest po prosu bezbłędny. Jego akcent i gruboskórność względem mniejszości rasowych wzbudzają szczerą niechęć względem jego postaci. Jest to niestety wyjątek w tym filmie, chociaż całości nie oceniłbym surowo. To ciekawa historia z przesłaniem, mówiącym sporo o tym jaka jest natura zwierzęcia zwanego człowiekiem. Film ma bardzo powolną dynamikę, więc osoby które nie lubią skupiać się na dialogach, gdzie dzieje się większość magii tego filmu, mogą śmiało go sobie odpuścić. Zwłaszcza, że Selma trwa ponad dwie godziny. Czym są jednak dwie godziny względem lat niewoli, poniżania i łamania ludzkiego prawa do godnego życia?
Szymon Szeliski