Katniss Everdeen, waleczna nastolatka powraca w pierwszej części ostatniej części trylogii Igrzysk Śmierci. Dosyć ciężko będzie mi obiektywnie pisać o samym filmie, ponieważ przed jego premierą zdążyłam przeczytać książki. Chociaż może i jestem już na to trochę za stara, przyznam szczerze że to na prawdę dobry kawał historii. Książka jest tak wciągająca, jak twierdzą cytaty na odwrocie jej okładki, jakiekolwiek koneksje ze Zmierzchem są niezwykle dla Igrzysk Śmierci krzywdzące. No dobra, ale czy jest cokolwiek interesującego w tym filmie poza Jennifer Lawrence, która tym razem jest ubrana?
Kosogłos część I, to tak naprawdę nic innego, jak wstęp do mega jatki która czeka nas za rok. Niestety, takie tłumaczenia nie usprawiedliwiają faktu, że w filmie po prostu wieje nudą. Czytający książkę mieli przynajmniej świadomość tego, zanim wybrali się do kina. Oczywiście "wieje nudą" odnosi się do śmierci, strzelanin i ogólnie jakiejś wartkiej akcji bo tak naprawdę w tym filmie dzieje się mnóstwo. Poznajemy zasady działania Dystryktu 13 i wojnę od zaplecza. Kręcenie wojennych propagandowych filmów, manipulacja rzeczywistością. Torturowani ludzie mówiący to, co ich oprawca chce usłyszeć. Twarze rebelii stały się tak naprawdę marionetkami w rękach kogoś o wiele większego. I tym o to sposobem Katniss ma tylko ładnie wyglądać i mówić wyuczone kwestie do kamery.
Największym problemem w przełożeniu Igrzysk Śmierci na taśmę filmową jest chyba fakt, że mamy do czynienia z pierwszoosobową narracją. I pomimo tego, jak świetną aktorką Lawrence by nie była, nigdy jej się do końca tego nie uda. Dlatego nie raz Katniss sprawia wrażenie rozpuszczonego bachora, który zawsze robi to, czego mu zabraniają. Jednak nawet najlepsza gra nie odda jej rozterek, walki która dzieje się w głowie.
Muszę przyznać, że chyba nie widziałam wierniej zekranizowanej książki. Ucieszyło to bardzo książkowców, jednak zawiodło rzesze fanów filmu. Mamy tutaj dwie godziny siedzenia w pokoju i nagrywania propagand.
Bynajmniej nic do Jennifer nie mam. Od kiedy pojawiła się w wielkim Hollywoodzie, wszyscy odetchnęli z ulgą, że o to gwiazda prawdziwa, nie dość że utalentowana to jeszcze skromna, piękna i naturalna. Łykałam te wszystkie wywiady po promocji kolejnych Igrzysk, gdzie non stop wszystkich przekrzykiwała i przerywała wypowiedzi, obserwowałam jej kolejne wywrotki na czerwonym dywanie i niekończące się gify, gdzie krzyczy gdzie jest pizza.
Jednak jeżeli chodzi o nią jako Katniss, nie pasuje mi to zupełnie. W książce mamy o to wychudzoną dziewczynę, która całe życie walczyła z głodem. Wszyscy dookoła niej są zmarnowani i wycieńczeni, a ona na ich tle prezentuje się po prostu jak spasiona mieszkanka Kapitolu. A już najbardziej razi to właśnie w Kosogłosie, gdzie nie jadła nic całymi dniami, martwiąc się o Peetę. Gdzie skóra odchodziła jej płatami, a miednica wystawała. Zresztą i Peeta i Gale też nie są najlepiej dobraną obsadą. Mimo to uwielbiam całą trójkę.
Zastanawiałam się, gdzie zostanie podzielona książka. Trzeba przyznać, że scena w szpitalu robi ogromne wrażenie i jest świetnie zagrana. Nie liczyłam na piosenkę - zostałam pozytywnie zaskoczona. Naprawdę ciężko jest mi ocenić ten film - na drugim seansie już sama zaczynałam się nudzić. Może nie jestem true fanem, może scenariusz nie udźwignął, a może po prostu sama trzecia część Igrzysk Śmierci nie porywała? Cóż, pozostaje nam czekać no ostatnią część, która na pewno będzie bardziej dynamiczna i dramatyczna. A właśnie tego pragnie lud.
Agata
Największym problemem w przełożeniu Igrzysk Śmierci na taśmę filmową jest chyba fakt, że mamy do czynienia z pierwszoosobową narracją. I pomimo tego, jak świetną aktorką Lawrence by nie była, nigdy jej się do końca tego nie uda. Dlatego nie raz Katniss sprawia wrażenie rozpuszczonego bachora, który zawsze robi to, czego mu zabraniają. Jednak nawet najlepsza gra nie odda jej rozterek, walki która dzieje się w głowie.
Muszę przyznać, że chyba nie widziałam wierniej zekranizowanej książki. Ucieszyło to bardzo książkowców, jednak zawiodło rzesze fanów filmu. Mamy tutaj dwie godziny siedzenia w pokoju i nagrywania propagand.
Bynajmniej nic do Jennifer nie mam. Od kiedy pojawiła się w wielkim Hollywoodzie, wszyscy odetchnęli z ulgą, że o to gwiazda prawdziwa, nie dość że utalentowana to jeszcze skromna, piękna i naturalna. Łykałam te wszystkie wywiady po promocji kolejnych Igrzysk, gdzie non stop wszystkich przekrzykiwała i przerywała wypowiedzi, obserwowałam jej kolejne wywrotki na czerwonym dywanie i niekończące się gify, gdzie krzyczy gdzie jest pizza.
Jednak jeżeli chodzi o nią jako Katniss, nie pasuje mi to zupełnie. W książce mamy o to wychudzoną dziewczynę, która całe życie walczyła z głodem. Wszyscy dookoła niej są zmarnowani i wycieńczeni, a ona na ich tle prezentuje się po prostu jak spasiona mieszkanka Kapitolu. A już najbardziej razi to właśnie w Kosogłosie, gdzie nie jadła nic całymi dniami, martwiąc się o Peetę. Gdzie skóra odchodziła jej płatami, a miednica wystawała. Zresztą i Peeta i Gale też nie są najlepiej dobraną obsadą. Mimo to uwielbiam całą trójkę.
Zastanawiałam się, gdzie zostanie podzielona książka. Trzeba przyznać, że scena w szpitalu robi ogromne wrażenie i jest świetnie zagrana. Nie liczyłam na piosenkę - zostałam pozytywnie zaskoczona. Naprawdę ciężko jest mi ocenić ten film - na drugim seansie już sama zaczynałam się nudzić. Może nie jestem true fanem, może scenariusz nie udźwignął, a może po prostu sama trzecia część Igrzysk Śmierci nie porywała? Cóż, pozostaje nam czekać no ostatnią część, która na pewno będzie bardziej dynamiczna i dramatyczna. A właśnie tego pragnie lud.
Agata