Są na świecie operacje paramilitarne zwane „black ops”, które oficjalnie nie mają miejsca, jednak realnie wpływają na życie poszczególnych społeczeństw czy narodowości. Członkiem takiej tajnej organizacji jest James Terrier (ciężko było wybrać bardziej zmaskulinizowane nazwisko), którego po latach dopadają demony przeszłości i aby przetrwać, postać grana przez Seana Penna musi wystrzelać sobie drogę do tytułowego odkupienia.
Niestety Gunman: Odkupienie nie jest dobrym filmem akcji, trailer właściwie mówi wszystko tym obrazie. Prawie dwie godziny nudy i powielania schematycznych motywów filmów akcji z pseudo humanitarną podszewką. Pomaganie Afryce dawno nie wyglądało tak źle i jednostronnie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie pojawienia się motywu mesjanistycznego w postaci białego człowieka, bez którego Afrykańczycy nie są w stanie sobie poradzić. Dlatego Terrier pomiędzy kolejnymi zamachami stanu kopie studnie pro publico bono. Wieje żenadą.
Sceny akcji są jak na dzisiejsze standardy niezbyt rozbudowane, sprowadzając się oczywiście do strzelanin i bijatyk. Walki wręcz wypadają całkiem nieźle, czuć ich moc i siłę niemal każdego ciosu. Ogólnie jednak fani zarówno fani Szklanej pułapki czy Transportera będą rozczarowani. Dialogi a także zwroty akcji są sztywne i nienaturalne, a nierzadko mogą wywołać śmiech i zażenowanie. Na dokładkę dostajemy trójkąt miłosny z Javierem Bardemem, Jasmine Trincą i Seanem Pennem. Trójkąt skonstruowany tak topornie że ciężko się to ogląda, nawet pomimo 25 letniego ciała Penna.
Niestety całkiem niezła obsada nie pomogła scenariuszowi, który wieje banałem na odległość. Będący od jakiegoś czasu na topie Idris Elba grający tutaj agenta Interpolu, ma tylko niewielką rólkę, a szkoda bo możliwe że rozwinięcie historii od strony jego postaci pomogłoby w odbiorze filmu Pierre'a Morela i dodało całości nieco głębi. Nie warto iść do kina, a jak będzie kiedyś lecieć w piątkowy wieczór na Polsacie śmiało można iść na piwo bez poczucia straty.
Szymon Szeliski
Sceny akcji są jak na dzisiejsze standardy niezbyt rozbudowane, sprowadzając się oczywiście do strzelanin i bijatyk. Walki wręcz wypadają całkiem nieźle, czuć ich moc i siłę niemal każdego ciosu. Ogólnie jednak fani zarówno fani Szklanej pułapki czy Transportera będą rozczarowani. Dialogi a także zwroty akcji są sztywne i nienaturalne, a nierzadko mogą wywołać śmiech i zażenowanie. Na dokładkę dostajemy trójkąt miłosny z Javierem Bardemem, Jasmine Trincą i Seanem Pennem. Trójkąt skonstruowany tak topornie że ciężko się to ogląda, nawet pomimo 25 letniego ciała Penna.
Niestety całkiem niezła obsada nie pomogła scenariuszowi, który wieje banałem na odległość. Będący od jakiegoś czasu na topie Idris Elba grający tutaj agenta Interpolu, ma tylko niewielką rólkę, a szkoda bo możliwe że rozwinięcie historii od strony jego postaci pomogłoby w odbiorze filmu Pierre'a Morela i dodało całości nieco głębi. Nie warto iść do kina, a jak będzie kiedyś lecieć w piątkowy wieczór na Polsacie śmiało można iść na piwo bez poczucia straty.
Szymon Szeliski