Dużo ludzi widzi w Dzikiej Drodze feministyczną wersję Into The Wild, podróbę Into The Wild, gorszą wersję Into The Wild. Tak, jakby jedna osoba na świecie miała prawo do wyruszenia w drogę, do obcowania z naturą i poznania siebie. Jednak ja nie mam zamiaru porównywać ani odnosić się do obrazu Penna. Bo dla mnie Wild to historia o ciężkiej walce z najgorszymi uczuciami - tęsknotą i żałobą, bólem, który nie minie nigdy i dziurą w sercu, której nikt i nic nie załata.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam trailer Wild, wcale mnie nie zaintrygował. Może to przez Reese Witherspoon, która na dobrą sprawę już zawsze będzie mi się kojarzyć z legalną blondynką. Wiem, że ma za sobą dobre role i prestiżowe nagrody, ale jakoś nigdy nie brałam jej na poważnie. Ale w tej roli naprawdę ją kupiłam, całą.
Po krótce: film opowiada prawdziwą historię Cheryl Strayed, która nie może się pozbierać po śmierci matki. W żałobie ucieka się do coraz gorszych rzeczy - sypia z przypadkowymi ludźmi, bierze narkotyki, jest jej po prostu wszystko jedno. Niestety w tej drodze na samo dno towarzyszy jej mąż, który przez wiele lat nie chce odpuścić. Jednak w końcu i on się poddaje. Po kolejnym heroinowym weekendzie Cheryl dowiaduje się, że jest w ciąży. Wtedy zdaje sobie sprawę, że dotknęła dna. Postanawia, jak sama mówi, otoczyć się pięknem i wrócić na dobrą drogę.
Sama uwielbiam piesze wycieczki i chodzenie po górach, ale w życiu nie zdobyłabym się na taką wyprawę, a tym bardziej sama. Bohaterka rzeczywiście miała dużo szczęścia i trafiała prawie zawsze na dobrych i uczynnych ludzi. Im dalej Cheryl idzie, tym więcej dowiadujemy się o jej życiu. Nie miała łatwo, ojciec bym alkoholikiem, który bił jej matkę. Całe życie musiała ciężko pracować. Widzimy, jak silna więź łączyła ją i jej mamę, chociaż nie zawsze im się układało.
Cheryl wraca myślami do drobnostek, o których pewnie nawet by nie pamiętała, gdyby jej mama dalej żyła. Ten jeden raz, kiedy powiedziała jej coś przykrego, ale innym razem, kiedy nie chciała z nią rozmawiać w szkole. Obserwujemy też jej wszystkie skoki w bok i ćpanie po melinach. Im więcej kilometrów ma za sobą, my możemy ją bardziej zrozumieć. Jednak czy bohaterce w ogóle zależy na tym, żeby ktoś ją zrozumiał? Czy chce, żebyśmy jej wybaczyli? Tak naprawdę zależy jej na opinii jednej osoby, której już nie ma wśród żywych.
Czy oglądając Dziką Drogę możemy wyciągnąć z niej jakiś morał? Pewnie, cieszyć się tym, co mamy i kochać swoich bliskich. Ale to i tak nikogo nie przygotuje na śmierć, na to uczucie pustki. Więc może lepiej się z tym po prostu pogodzić? Ale czy to jest w ogóle możliwe?
Agata Hudomięt
Po krótce: film opowiada prawdziwą historię Cheryl Strayed, która nie może się pozbierać po śmierci matki. W żałobie ucieka się do coraz gorszych rzeczy - sypia z przypadkowymi ludźmi, bierze narkotyki, jest jej po prostu wszystko jedno. Niestety w tej drodze na samo dno towarzyszy jej mąż, który przez wiele lat nie chce odpuścić. Jednak w końcu i on się poddaje. Po kolejnym heroinowym weekendzie Cheryl dowiaduje się, że jest w ciąży. Wtedy zdaje sobie sprawę, że dotknęła dna. Postanawia, jak sama mówi, otoczyć się pięknem i wrócić na dobrą drogę.
Sama uwielbiam piesze wycieczki i chodzenie po górach, ale w życiu nie zdobyłabym się na taką wyprawę, a tym bardziej sama. Bohaterka rzeczywiście miała dużo szczęścia i trafiała prawie zawsze na dobrych i uczynnych ludzi. Im dalej Cheryl idzie, tym więcej dowiadujemy się o jej życiu. Nie miała łatwo, ojciec bym alkoholikiem, który bił jej matkę. Całe życie musiała ciężko pracować. Widzimy, jak silna więź łączyła ją i jej mamę, chociaż nie zawsze im się układało.
Cheryl wraca myślami do drobnostek, o których pewnie nawet by nie pamiętała, gdyby jej mama dalej żyła. Ten jeden raz, kiedy powiedziała jej coś przykrego, ale innym razem, kiedy nie chciała z nią rozmawiać w szkole. Obserwujemy też jej wszystkie skoki w bok i ćpanie po melinach. Im więcej kilometrów ma za sobą, my możemy ją bardziej zrozumieć. Jednak czy bohaterce w ogóle zależy na tym, żeby ktoś ją zrozumiał? Czy chce, żebyśmy jej wybaczyli? Tak naprawdę zależy jej na opinii jednej osoby, której już nie ma wśród żywych.
Czy oglądając Dziką Drogę możemy wyciągnąć z niej jakiś morał? Pewnie, cieszyć się tym, co mamy i kochać swoich bliskich. Ale to i tak nikogo nie przygotuje na śmierć, na to uczucie pustki. Więc może lepiej się z tym po prostu pogodzić? Ale czy to jest w ogóle możliwe?
Agata Hudomięt