W sumie ciężko mi wyobrazić sobie bardziej stereotypową historię z boksem w tle jednak na seans, skusiły mnie nazwiska aktorów grających w tym filmie. Moje zdanie o Gyllenhaalu już znacie, więc nie będę go powtarzał, dodam tylko, że po obejrzeniu drugiego sezonu serialu Detektyw, polubiłem bardzo Rachel McAdams, a Forest Whitaker to aktor, który od lat trzyma bardzo dobrą formę, przez co bardzo cenię jego dokonania.
McAdams zagrała rolę Maureen Hope, żony boksera, zrobiła to bardzo poprawnie i w sumie tyle o tej roli można napisać – nie miała zbyt wielu scen, w których mogłaby rozwinąć skrzydła. Jeśli chodzi o Jake'a Gyllenhaala (jak on wygląda!) to również nie ma zawodu, jego gra jak zwykle jest bardzo dobra i w tym konkretnym przypadku poparta świetną charakteryzacją (chociaż jego tatuaże wyglądają sztucznie). Osobną sprawą jest jego ruch w ringu, zwłaszcza w drugiej części filmu, gdy jego postać nabrała charakteru i umiejętności potrzebnych do zwycięstwa w ostatniej walce filmu. Forest Whitaker natomiast odgrywający rolę trenera Tick'a Willisa, w moim odczuciu skradł swoją grą publiczność sprzed nosa Gyllenhaala. Ten pan jest niesamowity, idealnie nadaje się do roli mentora i trenera, twardego, ale sprawiedliwego, a jednocześnie bardzo wrażliwego i tajemniczego. Owa tajemniczość jest chyba jedynym, wynikającym tylko i wyłącznie ze scenariusza, niedociągnięciem w jego roli. Zabrakło odpowiedzi na podstawowe pytania: z czego wynika fakt, iż Tick ma zasadę nietrenowania profesjonalnych bokserów, jednak dla Billy'ego robi wyjątek?
Brawa należą się także, małoletniej Oonie Laurence, grającej córkę państwa Hope o imieniu Leila. Sceny z jej udziałem są rozczulające, a jej postać chyba najbardziej rozbudowana od strony psychologicznej z całego filmu.
Film ma kilka ładnych ujęć, jednak są one skupione głównie na ringu a walki Hope'a to przecież nie całe Do utraty sił. Jest tutaj sporo scen, które ukazują ogrom spustoszenia, jaki dokonał się w życiu boksera, skutkiem czego jest osłabienie więzi z córką i usilna próba ich naprawienia.
Muzyka w filmie Antoine'a Fuqua to głównie hip-hop z górnej półki, który odpowiednio napędza zarówno Billy'ego przed walkami czy podczas treningów, a także daje odpowiedniego kopa energii publiczności. Sęk w tym, że w moim odczuciu muzyki było trochę za mało, a szkoda, bo utwory, które trafiły do filmu wpasowały się w obraz idealnie.
Do utraty sił traci sporo przez pierwszy akt, który trochę za mało i niezbyt dogłębnie pokazał szczęśliwe życie rodzinne Hope'ów, przez co seria niepowodzeń i osobistych tragedii Billy'ego ma nieco mniejszą siłę oddziaływania, niż mogłaby mieć. Wszystko dzieje się trochę w przyspieszonym tempie, chyba po to, aby Billy miał jak najwięcej czasu ekranowego na dojście do siebie przed finalnym egzaminem z życia, którym dla niego jest walka o utracony tytuł mistrzowski. Trochę to wszystko tandetne i naciągane, jednak z taką obsadą wypadło zaskakująco dobrze.