Kto jest zmęczony formułą filmów o superbohaterach ręka w górę! Łatwopalny las rąk widzę. Najwyraźniej dostrzegł go też ktoś lub coś, u szczytu władzy w Marvelu i postanowili postawić swoje ciężko zarobione dolary na Deadpoola. Kim do cholery jest Wade Wilson? Przepraszam, nie da się po kolei.
Ciężko zaprzeczyć, że do komiksowego superbohaterskiego kina wdarła się rutyna. Ktoś chce czegoś, czego ktoś inny bardzo nie chce: i już, całe miasta płoną ku uciesze widzów. Nie zrozumcie mnie źle: nie znoszę takich schematycznych filmów, które nie wnoszą absolutnie nic nowego do czegokolwiek, poza kolejnymi plikami dolarów, którym zadziwiająco blisko do pustych kalorii, na konta odpowiednich jegomości. Avengers: Czas Ultrona, to najgorszy film w uniwersum Marvela, DC i Papcio Chmiela, biorąc pod uwagę koszty produkcji do jakości finalnego obrazu. Deadpool jest zaskakująco inny.
Bądźmy szczerzy: tylko garstka zapaleńców znad Wisły zna na wylot losy najemnika Wade'a Wilsona, który po zdiagnozowaniu raka, poddaje się eksperymentalnej terapii. Z czasów nastoletnich, pamiętam, że co dwa tygodnie biegałem do kiosku po kolejne komiksy o przygodach Batmana, Supermana i Spider Mana, a nie Deadpoola. Czy warto mieć o to żal do rodzimych wydawców? Nie i nie ma się czemu dziwić, ponieważ na taką osobistość nie da się przygotować mentalnie nikogo, a co dopiero narów, którego najmłodsze pokolenie maca się z wolnością i jej przywarami. W tamtych czasach sama publikacja komiksów wydawała się bardzo ekstrawagancka i ryzykowna.
Przejdźmy do samego filmu, do crème de la crème komiksowego przebijania czwartej ściany i interakcji z odbiorcą. Jaki jest Deadpool w reżyserii „jakiegoś przepłaconego dupka”? Niekonwencjonalny, niesamowicie zabawny, brutalny, zaskakujący, niskobudżetowy (tak!), nieokiełznany, krwawiący znacząco i kapitalny. Ryan Reynolds, wcielając się ponownie w tę rolę, podniósł niejako rzucony na ring ręcznik, wyżymnąwszy z niego krew i pot do swych ust, zagrał wszystkim na nosie najbardziej z niedorzecznych melodii.
Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że Deadpool, jest początkiem końca marvelowskiego studia. Podejrzewam, że ten film otworzy drzwi i drogę do ekranizacji komiksów, o których słyszeli tylko naprawdę interesujący się tym ludzie, a których będzie za mało, aby cały biznes ciągnąć bez dokładania do niego.
To niesamowite jak dobrze ogląda sie Reynoldsa w roli najemnika z niewyparzonym językiem. Trafiono tutaj na złoty środek, coś co występuje bardzo rzadko i jest niezwykle cenne - chemia pomiędzy aktorem i granym przez niego bohaterem. Każdy kolejny żart umacnia tylko to wrażenie i tak jak na przykład w roli Wolverine'a potrafię sobie już wyobrazić innego aktora niż Hugh Jackmana, tak Deadpool bez Ryana Reynoldsa jest czymś co ciężko sobie wyobrazić. Ten koleś trzyma teraz studio za jaja, gdy przyjdzie moment negocjacji jego gaży za sequel (który już został zapowiedziany).
Wracając do sedna: tak Ryan Reynolds ma niesamowite ciało, a w filmie są sceny nieodpowiednie dla homo sapiens znajdujących się w początkowej fazie rozwoju. Tak, widać pitola. Cipkę prawie też. Może w drugiej części. Ten film leczy raka.
Fabuła pomimo kapryśnej natury antagonisty jest bardzo przewidywalna, jednakże w tym przypadku, należy podziwiać drogę, jaką scenarzyści wyznaczyli temu mężczyźnie w obcisłym czerwono- czarnym stroju, aby dotarł do swojego celu. Czyli porzuconej dziewczyny w pończochach zamkniętej w inkubatorze o odwrotnym działaniu [spoiler alert].
Bądźmy szczerzy: tylko garstka zapaleńców znad Wisły zna na wylot losy najemnika Wade'a Wilsona, który po zdiagnozowaniu raka, poddaje się eksperymentalnej terapii. Z czasów nastoletnich, pamiętam, że co dwa tygodnie biegałem do kiosku po kolejne komiksy o przygodach Batmana, Supermana i Spider Mana, a nie Deadpoola. Czy warto mieć o to żal do rodzimych wydawców? Nie i nie ma się czemu dziwić, ponieważ na taką osobistość nie da się przygotować mentalnie nikogo, a co dopiero narów, którego najmłodsze pokolenie maca się z wolnością i jej przywarami. W tamtych czasach sama publikacja komiksów wydawała się bardzo ekstrawagancka i ryzykowna.
Przejdźmy do samego filmu, do crème de la crème komiksowego przebijania czwartej ściany i interakcji z odbiorcą. Jaki jest Deadpool w reżyserii „jakiegoś przepłaconego dupka”? Niekonwencjonalny, niesamowicie zabawny, brutalny, zaskakujący, niskobudżetowy (tak!), nieokiełznany, krwawiący znacząco i kapitalny. Ryan Reynolds, wcielając się ponownie w tę rolę, podniósł niejako rzucony na ring ręcznik, wyżymnąwszy z niego krew i pot do swych ust, zagrał wszystkim na nosie najbardziej z niedorzecznych melodii.
Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że Deadpool, jest początkiem końca marvelowskiego studia. Podejrzewam, że ten film otworzy drzwi i drogę do ekranizacji komiksów, o których słyszeli tylko naprawdę interesujący się tym ludzie, a których będzie za mało, aby cały biznes ciągnąć bez dokładania do niego.
To niesamowite jak dobrze ogląda sie Reynoldsa w roli najemnika z niewyparzonym językiem. Trafiono tutaj na złoty środek, coś co występuje bardzo rzadko i jest niezwykle cenne - chemia pomiędzy aktorem i granym przez niego bohaterem. Każdy kolejny żart umacnia tylko to wrażenie i tak jak na przykład w roli Wolverine'a potrafię sobie już wyobrazić innego aktora niż Hugh Jackmana, tak Deadpool bez Ryana Reynoldsa jest czymś co ciężko sobie wyobrazić. Ten koleś trzyma teraz studio za jaja, gdy przyjdzie moment negocjacji jego gaży za sequel (który już został zapowiedziany).
Wracając do sedna: tak Ryan Reynolds ma niesamowite ciało, a w filmie są sceny nieodpowiednie dla homo sapiens znajdujących się w początkowej fazie rozwoju. Tak, widać pitola. Cipkę prawie też. Może w drugiej części. Ten film leczy raka.
Fabuła pomimo kapryśnej natury antagonisty jest bardzo przewidywalna, jednakże w tym przypadku, należy podziwiać drogę, jaką scenarzyści wyznaczyli temu mężczyźnie w obcisłym czerwono- czarnym stroju, aby dotarł do swojego celu. Czyli porzuconej dziewczyny w pończochach zamkniętej w inkubatorze o odwrotnym działaniu [spoiler alert].
Tak, ta recenzja została napisana po pijaku, bez majtek i z okularami założonymi do góry nogami.
Szymon Szeliski