Nigdy za to nie byłem fanem podejścia reżysera filmu Batman v Superman, Zacka Snydera, który stawia na efektowność za wszelką cenę, bezkompromisowo wytworzoną przez komputer i koniecznie z częstym efektem slow motion lub wręcz przeciwnie – fast forward, traktując widza jak barana, który ma chyba w odczuciu reżysera odbierać bodźce typu „wybuch, wybuch, rozbłysk, coś się wali, znowu wybuch, ale świetna zabawa”. Jak na film o budżecie 250 000 000 $ (wydanych na sam film, bez marketingu), nie jest jakoś specjalnie efektownie, a jeśli jesteście na bieżąco z kinowymi blockbusterami science fiction, absolutnie nic was nie zaskoczy.
Próba wprowadzenia nowych postaci do świata DC z Wonder Woman na czele zakrawa na żart i ciężko oprzeć się wrażeniu, że nie przyłożono do tego aspektu odpowiednio wiele uwagi. Scena z Aquamanem wywołała u mnie uśmiech politowania, a Flash próbujący przekazać coś Batmanowi w bardzo nieczytelny sposób, dołożył swoją cegiełkę do studni zmieszania i niezrozumienia.
Batman w tym filmie jest postacią zupełnie inną niż dotychczas przedstawiano go na srebrnym ekranie. Ogólnie, można by traktować to jako zaletę, gdyby nie fakt, że obrońca Gotham to teraz niemal najemnik w stroju nietoperza. Nie czuć od niego tej nutki tajemniczości, wyższości nad jego przeciwnikami, które cechowały najlepsze portrety człowieka nietoperza na przestrzeni lat. W tym filmie Batman głównie chodzi i strzela do zbirów, co czyni obserwowanie go równie atrakcyjnym, jak patrzenie np. na jakiegoś policjanta podczas akcji. Snyder zdemitologizował tę postać w najgorszy z możliwych sposobów, odbierając jej aurę tajemnicy, uczynił ją najzwyczajniej w świecie mało atrakcyjną. Nie pomaga nawet chyba największa batjaskinia w historii.
To kolejny element, który w moim odczuciu położył ten film – nieciekawi, nudni i przewidywalni przeciwnicy rzuceni Batmanowi, Supermenowi i Wonder Woman pod nogi. Źle dobrany aktor do roli Lex'a. Doomsday wygląda jakby był dezerterem z jednej z bitw o Śródziemie. Zero polotu, nuda i sztampa podlana nic niewartymi dolarami zamienionymi z tandetne efekty CGI.
Moje rozczarowanie tym filmem jest większe niż się spodziewałem od momentu ogłoszenia, że to Ben Affleck będzie nowym Batmanem. Nie polecam tego filmu, to kamień węgielny pod grobowiec gatunku kina superbohaterskiego i artystyczna klęska. Zachęcam natomiast do ostrzegania przez tym filmem znajomych. Naprawdę, lepiej wybrać się na spacer.