Temat pracy przewija się przez większość kinowych produkcji. Zarówno tych znanych, jak i mniej znanych. Praca to po prostu immanentna część życia statystycznego Kowalskiego czy Smitha, tak samo jak relacje międzyludzkie, miłość, pieniądze czy szczęście.
Z morza filmowych opowieści wyłowiłem kilka pozycji, które według mnie powinien znać każdy, kto w sposób świadomy chce kierować swoją karierą. Być może po obejrzeniu którejś z nich zmieni swój punkt widzenia na sposób zarobkowania i wartość pieniędzy w swym życiu.
Z morza filmowych opowieści wyłowiłem kilka pozycji, które według mnie powinien znać każdy, kto w sposób świadomy chce kierować swoją karierą. Być może po obejrzeniu którejś z nich zmieni swój punkt widzenia na sposób zarobkowania i wartość pieniędzy w swym życiu.
Stres trzeba jakoś odreagować
Ciężko wyróżnić którąkolwiek z proponowanych przez mnie produkcji. Zacznę więc może od filmu, który jest najstarszy z całej piątki, czyli od „Upadku”. A to z powodu znakomitej gry aktorskiej Michaela Douglasa i Roberta Duvalla, dzięki której przeszedł do historii kinematografii.
Można powiedzieć, że film dotyka tematyki pracy podwójnie. Jeden z bohaterów właśnie stracił pracę i będąc w rozstroju nerwowym demoluje miasto. Rani ludzi, którzy uniemożliwiają mu dojście na urodziny córki. Powstrzymać go przez wyładowaniem agresji próbuje policjant, który akurat tego dnia odchodzi na emeryturę. Ich losy w magiczny sposób splatają się, ukazując prawdziwy obraz tego świata w zabawnym zabarwieniu.
William stojąc w ulicznym korku zaciska zęby i stara się zachować spokój. Mimo, że przeżywa trudny okres w swoim życiu. Właśnie stracił pracę i rozwiódł się z żoną. Będąc niezmiernie sfrustrowanym jakością systemu, w którym żyje, decyduje się na pozostawienie samochodu i ucieczkę z piekła zgiełku miejskiego i zamętu panującego w jego umyśle. Spotyka na swej drodze ludzi, którzy go irytują. Wini innych za swoje działania, nie zauważając jak bardzo sam jest nienormalny.
To film o radzeniu sobie ze stresem, akceptowaniu warunków panujących w pracy i pokaz tego, do czego może doprowadzić człowieka nadmiar stresu i zła sytuacja życiowa. I wbrew pozorom, nie jest to nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością fikcja. Nagłe wybuchy złości wśród zmęczonych pracowników dużych amerykańskich miast na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku zdarzały się naprawdę często. Ale przecież nadal zdarzają się one chyba w każdy kraju i w każdym czasie.
Nie tylko konkurencja
Jasne i ciemne strony relacji pracowniczych ukazuje z kolei produkcja “Dwa dni, jedna noc”. Na początku filmu poznajemy Sandrę i jej codzienne zmagania z życiem rodzinnym, pracą i skutkami depresji, z którą udało jej się dopiero co uporać. Ale czy na długo?
Pracodawca właśnie zarządził głosowanie w jej sprawie. Kilkanaście osób ma zadecydować - czy 1000 euro premii czy pozostanie w pracy Sandry. Ma ona jeden weekend, by przekonać kolegów do zrezygnowania z premii i tym samym zachować swoją posadę.
Oglądając film czułem, że dotyka on bardzo ważnych kwestii takich jak relacje międzyludzkie i empatia. Żyjąc na co dzień ustalamy sobie standardy życia, jakie wiedziemy. Ciężko jest nam zrezygnować z nadwyżki finansowej na rzecz dobra drugiego człowieka. Jeśli sobie już coś wymyślimy, to chcemy żeby tak było.
W zetknięciu z potrzebującym człowiekiem uświadomić możemy sobie nagle jak mało warte są pieniądze. Od nowego samochodu może być ważniejszy jest uśmiech naszego współpracownika. My również kiedyś możemy być na jego miejscu. I co wtedy?
Wilk pożerający owce
Obraz, który raczej nie napawa antropologicznym optymizmem, odnajdziemy w zeszłorocznej produkcji z Leonardo Di Caprio w roli głównej. Tytułowy “Wilk Z Wall Street” to pozbawiony skrupułów makler, który dorabia się na nieszczęściu mało zamożnych i naiwnych ludzi, marzących o wielkich pieniądzach.
On, jak i całe jego środowisko, w którym się obraca, musi zagłuszać swoje wyrzuty sumienia narkotykami, przygodnym seksem i wystawnym życiem pełnym zapachu degrengolady i bezmyślnej rozrzutności.
Pamiętam jak głośno było o filmie, kiedy był puszczany w kinach… Pamiętam te zachwyty ludzi nad nim… Faktycznie, film robił bardzo dobre wrażenie pod względem realizacji. W końcu reżyserował go sam Martin Scorsese. Jednak w przypadku Ojca Chrzestnego, czyli innego dzieła tego samego reżysera, głównych bohaterów darzyłem większą sympatią niż Wilka. Wiedziałem na czym była zbudowana logika działalności mafijnej. Był tam jednak obecny honor i jakieś zasady. W przypadku historii Wilka, czyli autentycznej historii Jordana Belforta, nie można mówić o jakichkolwiek zasadach związanych z poszanowaniem innych ludzi.
Zastanawia mnie jak osoba, która oszukiwała innych ludzi, zbudowała fortunę na ludzkiej naiwności, z premedytacją wydała swoich kolegów, aby dostać mniejszy wyrok za dokonane oszustwa, jak taka osoba może być z tego dumna i postrzegana jako bohater. Jordan Belfort dziś prowadzi kursy dotyczące metod sprzedaży produktów. Na jego stronie internetowej można zobaczyć reklamy jego autobiografii i filmu Scorsese. To ma być bohater naszych czasów? Naprawdę?
W dzicz zamiast kariery
Skrajnie odmienną wizję życia od tej przedstawionej w oskarowej produkcji Scorsese miał z pewnością Christopher McCandless, bohater filmu “Into the wild”. Uważał, że kariera to przestarzały wynalazek z XIX wieku. Tuż po zakończeniu studiów zdecydował się opuścić rodzinę i spróbować życia na łonie natury.
To również obowiązkowa pozycja ukazująca inny świat i powody, dla których ludzie kontestują system oraz życie w nowoczesnych społeczeństwach, lokując się gdzieś poza głównym nuretm. To opowieść o potrzebie ucieczki od materialistycznego, konsumpcjonistycznego i schematycznego podejścia do życia, o potrzebie wolności, samorealizacji i życia po swojemu.
Oglądając film nie można oprzeć się wrażeniu, że w dużej mierze wybór ścieżki życiowej przez każdego go z nas ograniczony jest do kilku możliwości, które wyznaczane są przez środowisko, w którym żyjemy, ich cele i wartości, wizję naszego życia jaką proponują nam nasi rodzice i cała rzesza znaczących innych. Można jednak inaczej. Czy warto?
Motywacja bez granic
Na pewno warto polepszyć swoją produktywność na co dzień. Sposobu aby tego dokonać szukał Eddie Morra z “Limitless”. Nie znalazł metody zarządzania swoim życiem, która jest dostępna dla każdego. Na jego drodze życiowej pojawił się zagadkowy narkotyk, pozwalający na realizację najśmielszych życiowych marzeń w mgnieniu oka.
Przyznajmy się do tego, że chcielibyśmy czasem być na takim motywacyjnym haju. Wszystko wdrażać w życie w sposób perfekcyjny w kilka dni od zaplanowania. Na drodze stają nam niestety odwieczni przeciwnicy ludzkości - lenistwo, strach, niepewność, przesadny perfekcjonizm i ogrom spraw codziennych.
Eddie to osoba, którą po części jest każdy z nas, codziennie zmagający się z trudami życia, brakiem czasu, weny czy motywacji. Miło oglądać jest czyjś sukces oparty na niczym nieskrępowanej motywacji. Miło, nawet jeśli wie się , że to niemożliwe.
Zwykłym szarakom, nie mającym odstępu do takich dragów jak ze snu, pozostaje mozolna praca nad organizacją życia i ciągła walka z przeciwnościami losu. W chwilach zwątpienia zawsze można obejrzeć sobie ten film. Albo i wszystkie pięć. Aby zobaczyć, że nasza kariera zależy od nas. To, jaki kształt przyjmie nie będzie zależało od presji mediów, reklam czy wyobrażeń rodziców. O naszym życiu, karierze i stosunku do pieniędzy decydujemy przede wszystkim my sami. A przynajmniej powinniśmy!
Ciężko wyróżnić którąkolwiek z proponowanych przez mnie produkcji. Zacznę więc może od filmu, który jest najstarszy z całej piątki, czyli od „Upadku”. A to z powodu znakomitej gry aktorskiej Michaela Douglasa i Roberta Duvalla, dzięki której przeszedł do historii kinematografii.
Można powiedzieć, że film dotyka tematyki pracy podwójnie. Jeden z bohaterów właśnie stracił pracę i będąc w rozstroju nerwowym demoluje miasto. Rani ludzi, którzy uniemożliwiają mu dojście na urodziny córki. Powstrzymać go przez wyładowaniem agresji próbuje policjant, który akurat tego dnia odchodzi na emeryturę. Ich losy w magiczny sposób splatają się, ukazując prawdziwy obraz tego świata w zabawnym zabarwieniu.
William stojąc w ulicznym korku zaciska zęby i stara się zachować spokój. Mimo, że przeżywa trudny okres w swoim życiu. Właśnie stracił pracę i rozwiódł się z żoną. Będąc niezmiernie sfrustrowanym jakością systemu, w którym żyje, decyduje się na pozostawienie samochodu i ucieczkę z piekła zgiełku miejskiego i zamętu panującego w jego umyśle. Spotyka na swej drodze ludzi, którzy go irytują. Wini innych za swoje działania, nie zauważając jak bardzo sam jest nienormalny.
To film o radzeniu sobie ze stresem, akceptowaniu warunków panujących w pracy i pokaz tego, do czego może doprowadzić człowieka nadmiar stresu i zła sytuacja życiowa. I wbrew pozorom, nie jest to nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością fikcja. Nagłe wybuchy złości wśród zmęczonych pracowników dużych amerykańskich miast na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku zdarzały się naprawdę często. Ale przecież nadal zdarzają się one chyba w każdy kraju i w każdym czasie.
Nie tylko konkurencja
Jasne i ciemne strony relacji pracowniczych ukazuje z kolei produkcja “Dwa dni, jedna noc”. Na początku filmu poznajemy Sandrę i jej codzienne zmagania z życiem rodzinnym, pracą i skutkami depresji, z którą udało jej się dopiero co uporać. Ale czy na długo?
Pracodawca właśnie zarządził głosowanie w jej sprawie. Kilkanaście osób ma zadecydować - czy 1000 euro premii czy pozostanie w pracy Sandry. Ma ona jeden weekend, by przekonać kolegów do zrezygnowania z premii i tym samym zachować swoją posadę.
Oglądając film czułem, że dotyka on bardzo ważnych kwestii takich jak relacje międzyludzkie i empatia. Żyjąc na co dzień ustalamy sobie standardy życia, jakie wiedziemy. Ciężko jest nam zrezygnować z nadwyżki finansowej na rzecz dobra drugiego człowieka. Jeśli sobie już coś wymyślimy, to chcemy żeby tak było.
W zetknięciu z potrzebującym człowiekiem uświadomić możemy sobie nagle jak mało warte są pieniądze. Od nowego samochodu może być ważniejszy jest uśmiech naszego współpracownika. My również kiedyś możemy być na jego miejscu. I co wtedy?
Wilk pożerający owce
Obraz, który raczej nie napawa antropologicznym optymizmem, odnajdziemy w zeszłorocznej produkcji z Leonardo Di Caprio w roli głównej. Tytułowy “Wilk Z Wall Street” to pozbawiony skrupułów makler, który dorabia się na nieszczęściu mało zamożnych i naiwnych ludzi, marzących o wielkich pieniądzach.
On, jak i całe jego środowisko, w którym się obraca, musi zagłuszać swoje wyrzuty sumienia narkotykami, przygodnym seksem i wystawnym życiem pełnym zapachu degrengolady i bezmyślnej rozrzutności.
Pamiętam jak głośno było o filmie, kiedy był puszczany w kinach… Pamiętam te zachwyty ludzi nad nim… Faktycznie, film robił bardzo dobre wrażenie pod względem realizacji. W końcu reżyserował go sam Martin Scorsese. Jednak w przypadku Ojca Chrzestnego, czyli innego dzieła tego samego reżysera, głównych bohaterów darzyłem większą sympatią niż Wilka. Wiedziałem na czym była zbudowana logika działalności mafijnej. Był tam jednak obecny honor i jakieś zasady. W przypadku historii Wilka, czyli autentycznej historii Jordana Belforta, nie można mówić o jakichkolwiek zasadach związanych z poszanowaniem innych ludzi.
Zastanawia mnie jak osoba, która oszukiwała innych ludzi, zbudowała fortunę na ludzkiej naiwności, z premedytacją wydała swoich kolegów, aby dostać mniejszy wyrok za dokonane oszustwa, jak taka osoba może być z tego dumna i postrzegana jako bohater. Jordan Belfort dziś prowadzi kursy dotyczące metod sprzedaży produktów. Na jego stronie internetowej można zobaczyć reklamy jego autobiografii i filmu Scorsese. To ma być bohater naszych czasów? Naprawdę?
W dzicz zamiast kariery
Skrajnie odmienną wizję życia od tej przedstawionej w oskarowej produkcji Scorsese miał z pewnością Christopher McCandless, bohater filmu “Into the wild”. Uważał, że kariera to przestarzały wynalazek z XIX wieku. Tuż po zakończeniu studiów zdecydował się opuścić rodzinę i spróbować życia na łonie natury.
To również obowiązkowa pozycja ukazująca inny świat i powody, dla których ludzie kontestują system oraz życie w nowoczesnych społeczeństwach, lokując się gdzieś poza głównym nuretm. To opowieść o potrzebie ucieczki od materialistycznego, konsumpcjonistycznego i schematycznego podejścia do życia, o potrzebie wolności, samorealizacji i życia po swojemu.
Oglądając film nie można oprzeć się wrażeniu, że w dużej mierze wybór ścieżki życiowej przez każdego go z nas ograniczony jest do kilku możliwości, które wyznaczane są przez środowisko, w którym żyjemy, ich cele i wartości, wizję naszego życia jaką proponują nam nasi rodzice i cała rzesza znaczących innych. Można jednak inaczej. Czy warto?
Motywacja bez granic
Na pewno warto polepszyć swoją produktywność na co dzień. Sposobu aby tego dokonać szukał Eddie Morra z “Limitless”. Nie znalazł metody zarządzania swoim życiem, która jest dostępna dla każdego. Na jego drodze życiowej pojawił się zagadkowy narkotyk, pozwalający na realizację najśmielszych życiowych marzeń w mgnieniu oka.
Przyznajmy się do tego, że chcielibyśmy czasem być na takim motywacyjnym haju. Wszystko wdrażać w życie w sposób perfekcyjny w kilka dni od zaplanowania. Na drodze stają nam niestety odwieczni przeciwnicy ludzkości - lenistwo, strach, niepewność, przesadny perfekcjonizm i ogrom spraw codziennych.
Eddie to osoba, którą po części jest każdy z nas, codziennie zmagający się z trudami życia, brakiem czasu, weny czy motywacji. Miło oglądać jest czyjś sukces oparty na niczym nieskrępowanej motywacji. Miło, nawet jeśli wie się , że to niemożliwe.
Zwykłym szarakom, nie mającym odstępu do takich dragów jak ze snu, pozostaje mozolna praca nad organizacją życia i ciągła walka z przeciwnościami losu. W chwilach zwątpienia zawsze można obejrzeć sobie ten film. Albo i wszystkie pięć. Aby zobaczyć, że nasza kariera zależy od nas. To, jaki kształt przyjmie nie będzie zależało od presji mediów, reklam czy wyobrażeń rodziców. O naszym życiu, karierze i stosunku do pieniędzy decydujemy przede wszystkim my sami. A przynajmniej powinniśmy!
Kamil Ulik
Kamil jest dziennikarzem i blogerem walczącym z absurdami polskiego rynku pracy. Mieliśmy przyjemność pracować razem dla jednego z wrocławskich dzienników. Pod adresem http://magisterszukapracy.pl/ znajdziecie jego bloga, a na nim komentarze do sytuacji polskich studentów i absolwentów na rynku pracy, a także porady w kontaktach z państwowymi organami, których zadaniem powinna być aktywizacja zawodowa młodych ludzi, a zamiast tego bardzo często z ich biur nie czuć nic poza kawką, herbatką i betonem. Zupełnie jakby wpadło się w czarną dziurę...